Obawiałem się kolejnego przynudzającego filmu biograficznego z gatunku "wrobili biednego
Murzyna" i "jacy ci biali są źli" czyli kolejnej martyrologii o czarnoskórej gwieździe boksu lat
60-tych. W zasadzie tylko obsada przyciągnęła mnie do "Hurricane" bo po treści niczego
wartościowego się nie spodziewałem. O jakże bardzo się myliłem !!! Doskonale zagrany,
wyreżyserowany i co najważniejsze opowiedziany z polotem i pomysłem film, który musiałem
obejrzeć aż 2 razy i dwukrotnie sprawiało mi to nie lada przyjemność. Nie mam pojęcia ile w
filmie prawdy a ile fikcji ale niezależnie od proporcji jednego do drugiego to dzieło wciąga od
początku do końca a na końcu chce się jeszcze więcej :) Film rewelacyjny jeśli wręcz nie
wybitny - udało się autorom uniknąć banału i tanich wzruszeń ukazując naprawdę smutną i
prawdziwą historię człowieka, który (przynajmniej kierując się wersją filmową a nie 100 %
faktami, których jak wspomniałem nie znam) może stać się wzorem do naśladowania
powtarzając odwieczną historie towarzyszącą człowiekowi od pradawnych czasów - że wola
walki w słusznej sprawie oraz upór dążenia do ukazania prawdy mają ponadczasową,
unikalną wartość samą w sobie i takie właśnie kino, choć filmów podobnego rodzaju z
pewnością znajdziemy całe mnóstwo o dzielnych i wytrwałych do końca a przez to
nagrodzonych "sprawiedliwością" bohaterów, będzie zapewne jeszcze długo oddziaływać na
rzesze spragnionych niejako "pokrzepienia" i zjednania się z niesprawiedliwie potraktowanym
lecz dopinającym w końcu swego bohaterem, a w szczególności kiedy całość jest zrobiona
po mistrzowsku jak "Hurricane" Norman Jewison'a.
Kino z "najwyższej półki" z prostym acz ważnym przekazem i do tego oparte o wydarzenia i
osoby, które jak najbardziej były a niektóre wciąż są realne - co moim zdaniem nadaje jeszcze dodatkowy smaczek "autentyczności" i uwiarygadnia tą wspaniałą historię.