Amerykanie uwielbiają biografie, Amerykańska Akademia Filmowa uwielbia biografie. Jednak, gdy pojawia się biografia szczera i oryginalna, co robią Amerykanie? Olewają ją zupełnie.
Widać, że Haynes ma tu coś do powiedzenia, widać, że chce zrobić coś swojego i słusznie zauważa, że oddanie hołdu nie jest równe przedstawieniu życia swojego bohatera. To jest dla Hayesa mało istotna sprawa. Haynes tak fantastycznie bawi się tutaj pomysłami, tak żongluje konwencjami, że niektórzy uznają to za bałagan. I może i słusznie. Tak, to jest bałagan - taki sam, jakim był Dylan. I taka narracja nie jest wcale przypadkiem, a zamierzonym strzałem w dziesiątkę. Dlatego też łatwo zauważyć, że Haynesa w ogóle nie interesuje życie Dylana, film ten ma na celu pokazanie jak wspaniałą, różnorodną postacią jest ten wybitny, kontrowersyjny muzyk.
Wiele było w historii filmu hołdów złożonych muzykom, ale film Haynesa jest jednym z najszczerszych i najpiękniejszych. Może nie dziś, może nie jutro, ale kiedyś ten film zostanie odkryty na nowo.