Bardzo często ten gatunek filmowy opisywany jest jako komedia, a to zupełnie co innego. Mam tu na myśli oczywiście groteskę. Nie zawsze będziemy, przy każdym żarcie śmiać się do rozpuku; to puszczanie częściej oka do widza, niż opowiadanie prześmiesznego kawału. Groteska bazuje na wyolbrzymieniu i przekoloryzowaniu w sposób śmieszny określonych zjawisk czy sytuacji. Każda groteska jest na jeden konkretny temat, o którym trzeba mieć trochę pojęcia, im bardziej jesteśmy wtajemniczeni tym bardziej nas śmieszy. Pierwszy raz oglądnąłem ten film tuż po liceum, nie znałem wówczas muzyki Boba Dylana (najlepsza scena z filmu jak dla mnie), a historia muzyki lat 50 i 60 w Stanach była dla mnie niejasną masą. Kiedy oglądałem go niedawno doceniłem, kiedyś natomiast uznałem ten film za kiepską komedyjkę dla której nie ma co marnować czasu, dzisiaj już czytam jego drogowskazy i jest on dla mnie prawdziwą frajdą.