Według mnie ostatnia scena zepsuła cały film. Symbol rewolucji, osoba, która zmieniła bieg dziejów, weszła do historii, pokonała dwóch tyranów, włączyła się w proces powielania kolejnej porcji cząsteczek DNA. Zamiast bratniego porozumienia dwóch dusz, dwóch połówek, miłości platonicznej mamy prokreację-gorzkie zwycięstwo gatunku nad jednostką. Co o tym myślicie?