Wczoraj właśnie obejrzałam go po raz drugi i jestem absolutnie przekonana, że to znakomity film, niestety niedoceniony. Stawia kilka najbardziej zasadniczych pytań, powiedziałabym nawet - egzystencjalnych, o granice wolności i buntu, o wydziedziczenie, o niemożności zmienienia siebie... Mnie się kojarzył, mam nadzieję, że nie na wyrost, z Dostojewskim, Frank ma trochę rysów Raskolnikowa. Kluczowe sceny to dwie rozmowy braci - jedna na polu przy farmie, druga w barze.
Po prostu pierwsza klasa.
Jak dla mnie to film aż do tej końcowe sceny w barze był jedynie bardzo średni. Całe szczęście końcówka zrobiła dużo dobrego. ;)
Penn pokazał swój stosunek do wojny w Wietnamie oczywiście stronniczy i jednowymiarowy. Facet wraca po odbytej służbie w Wietnamie, nie ma żadnego wsparcia od armii ani rządu więc na skutek ptsd (zespół stresu pourazowego) stacza się w odmęty zła. Przesłanie Penn'a: Ameryko nie wysyłaj swoich żołnierzy na wojnę.