Moja najkrótsza recenzja brzmi: o co tyle hałasu? Film nie jest zły, ale nie ma też nic
szczególnie zasługującego na uwagę, poza zakończeniem i stroną techniczną (choć jest
jeden problem: za dużo flashbacków, tak jakby reżyser uznał, że nie pamiętamy, co
widzieliśmy niedawno), zabrakło przede wszystkim napięcia i emocji, poza dosłownie
kilkoma scenami.
Zgadzam się - spore rozczarowanie.
Nasłuchałem się, że wersja oryginalna jest lepsza od filmu Scorsese i co? Spodziewałem się, że doskonała technicznie "Infiltracja" jest pod tym względem lepsza od swojego pierwowzoru i tak też było. Tutaj żaden element się nie wyróżnia pozytywnie. Przeciętne zdjęcia, kiepsko wmontowane flashbacki, czasem dziwny montaż i kiepska muzyka, melodramatycznie podkreślająca w zamierzeniu mocno emocjonalne momenty. Co do aktorstwa, to też jest słabo - ale tutaj mam świadomość, że jako Europejczyk mogę nie wychwycić wszystkich niuansów gry Azjatów.
Film jest stanowczo zbyt krótki, wręcz epizodyczny. Są tutaj jedynie WAŻNE sceny, popychające akcje do przodu, ale nie ma nic pomiędzy. Nie ma kadrów, rozmów budujących klimat czy dopełniających portret psychologiczny postaci (tutaj nic nie wiem o kretach, poza tym, że są kretami, nie zobaczyłem żadnego stresu, osaczenia, itd.). Tak samo dialogi - w "Infiltracji" błyskotliwe dialogi były same w sobie wartością, a tutaj jedynie popychają fabułę do przodu. Nie czułem żadnej więzi z bohaterami, ponieważ były to tylko kukły, prowadzone po sznurku przez fabułę. Gdy protagonista zginął w finale nie poczułem żadnej emocji. Pomysł na "Piekielną grę" jest niezły, ale film powinien opowiadać o bohaterach, a nie być jedynie zobrazowaniem tego pomysłu.
Wprowadzenie "Piekielnej gry" też jest kiepskie - tam gdzie w filmie Scorsese mieliśmy np. wyjaśnione motywacje i historię DiCaprio czy Damona, tutaj nie mamy nic. Nie wiemy też kim jest ten gangster i o co w ogóle chodzi. Postaci drugoplanowych nie ma, znaczy ktoś tam niby jest, ale i tak nic o nim nie wiemy. Nikt tutaj nie jest charakterystyczny (nie chodzi tylko o to, że dla Europejczyka wszyscy Azjaci są podobni), zwłaszcza gdy pomyślę o Dignamie czy Franku Costello. Postacie są wprowadzane (znowu to napiszę) tylko po to, żeby ruszyć akcję, ale reżyser nie chce skupić się na nich samych i powiedzieć coś ciekawego.
Ludzie czepiają się, że Scorsese dostał Oskara za zrobienie remake'u, ale jego film tak bardzo się różni i jest tak bogatszy od pierwowzoru, że nie może być rozpatrywany jako zwykły remake.
W takim razie szkoda, że nie obejrzałem "Infiltracji" zamiast "IA", bo też słyszałem, że pierwowzór jest lepszy.