Fabuła bardzo chaotyczna oraz w najmniejszym stopniu niewciągająca. Niektóre sceny strasznie się dłużą (przykładowo sekwencja z topieniem kociaków). Postacie miałkie i niezapadające w pamięć.
Muzyka średnia i w żadnym wypadku nie pasuje do tego, co akurat się dzieje na ekranie. Obok wyśmienitych soundtracków Goblina nawet nie stała.
Co do samego gore to kilka momentów przywiodło mi na myśl niewątpliwe arcydzieło horroru, jakim jest Święto Krwi z 1963. O scenach z atakującymi kotami oraz szczurami naprawdę nie chcę się wypowiadać. Ewentualnie można je traktować je jako formę parodii/autoparodii, ale wątpię, że takie było założenie.
Ale jedno trzeba przyznać - Mamuśka w finałowej scenie miała śliczny strój śmierci wzięty z lokalnej wypożyczalni. ;)