zastanawiam się dlaczego właśnie ta historia poszła na warsztat, a nie Zaginiony symbol. Mam takie wrażenie, że z każdą częścią serii jest coraz gorzej. Powstają naprawdę fajne i wybijające się filmy pośród zalewu chłamu jakim nas karmią wytwórnie, ale jednak coś mi tutaj nie śmiga. Inferno nie jest złą produkcją. Ale coś mi nie pasuje w grze aktorskiej agenta Boucharda, nie czuję żadnej (absolutnie żadnej) chemii pomiędzy Langdonem a Elizabeth. Za to klimat jaki tworzy wokół siebie Sims jest intrygujący. Zasłużył na duży film sensacyjny i znakomicie by się sprawdził. Inferno warto obejrzeć, ale sprawa u mnie wygląda tak : do Kodu daVinci często wracam, Demony to może z 3 razy oglądałem, Inferno może jeszcze z raz obejrzę i finito. Coś tutaj chyba nie do końca zagrało.