Przed obejrzeniem tego filmu powinno zadac sie pytanie czy uwierzysz w to? Jeżeli nie to bedzie to dla Ciebie tylko strata czasu śmieszne sceny marny koniec i tyle na ten temat. To film z pogranicza wiary i trudnej dla wielu ludzi pojecia duszy.Ten film jest jak egzorcyzmy Emily Rose ktoś powie i tak nie wierze. Tu jest trudniej bo to nie jest film oparty na faktach. Jednak jeżeli uwierzyłeś to ten film ukazuje nowa strone jak cienka jest granica pomiedzy oddzieleniem duszy od ciała. Ten film bedzie dzielił tak jak moja opinia niektórzy napisza że głupoty pisze inni ze sie zgadzaja ale takie rzeczy niestety sa wokół nas i mówie to niestety.
Dziękuje w imieniu całej społeczności Filmwebu jak i moim własnym za wprowadzenie nas w ten jakże ambitny i przejmujący rozdział życia jakim jest oddzielenie duszy od ciała, wiara, egzorcyzmy.... cóż dziękuje.
Może nie ma opetan złych duchów i człowiek nie składa sie z duszy i ciała. Ciało to jeedynie naczynie dla duszy może tak nie ma. A może według Ciebie nie ma nic po śmierci jeżeli tak to śmierc to koniec ale każdy ma własne zdanie.
Popracuj trochę nad interpunkcją. Bardzo trudno czyta się Twoje wypowiedzi. A jeśli idzie o sam wątek - zgadzam się ze zdaniem Twoich krytyków. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że "Twoje zdanie" niestety nie będzie miało żadnego wpływu na Twój los pośmiertny. Pozdrawiam.
Rozumiem Twoje wysiłki...ale wiedz że to nie jest portal katolicki...i nie warto tu zarzucać ludziom wiarę lub jej brak kierując się tylko i wyłącznie tym że skrytykowali Twój komentarz...który nic poza tym co już wiemy albo jest mało interesujące nie wniósł
Nie. Uważam po prostu że to nie czas i miejsce na takie rozmowy. To portal filmowy a nie kółko różańcowe. Stąd wracam do punktu wyjścia i stwierdzam że jednak gadasz głupoty.
Ja, dla odmiany, się z Tobą zgadzam. Żeby nie było wątpliwości, nie jestem osobą wierzącą, a już tym bardziej nie katoliczką. Film miał potencjał. Porusza dość ciekawy temat, tak jak żeś to ujął - duszy. Sama nie wiem co dodać... Końcówka nie była makabryczna, myślałam, że będzie gorzej. Dobry Jonathan, aczkolwiek wiadome jest, że takie role nieszczą człowieka i odciskają piętno na psychice... Film oceniam jako dobry ( 7/10 ), mogłoby być więcej, ale drugi raz go nie obejrzę. Zbyt dużo emocji mnie to kosztowało, co zapewne niedługo zostanie przez Was skrytykowane :) Poza tym sądze, że jest kilka znaczacych błędów.
Pozdrawiam:)
Potraktujmy film dwojako.
1. Jako poruszenie tematu wiara kontra nauka, medycyna kontra szarlataństwo itp. Super. Tylko co z tego? Nie od teraz wiadomo że "są rzeczy o których się filozofom nie śniło". Że są wierzenia, uzdrowienia i rytuały które nie wiadomo jak działają, ale wbrew wszelkim regułom działają. Re-inkarnacje, wędrówki dusz - ja będąc tzw "umysłem ścisłym" dopuszczam fakt, iż wiara niekiedy działa lepiej niż najdoskonalsze leki. Ale tu dochodzimy do kolejnego punktu czyli....
2) film jako dzieło artystyczne. I tu "Shelter" po prostu leży i kwiczy. Sztampa, sztampa i jeszcze raz sztampa. No bo jak w thillerach wygląda rozmowa w bibliotece? No jakże by inaczej - bibliotekarka podchodzi wieczorem od tyłu i robi "buuuu!". Gdzie mieszka znachorka? No przecie że nie na przedmieściach, ale na szczycie tajemniczego wzgórza (szkoda tylko że nie nazywa się Łysa Góra). A kto jest pomocnikiem znachorki? Jakże by nie inaczej: słodka blond dziecina. Jak postępuje rozważna pani doktor? Czy udając się w "niekunieczną" okolicę jedzie w towarzystwie? No pewnie że nie - wiadomo że najrozsądniejszym wyjściem dla kobiety jest samotna wyprawa nocą w las lub znajdowanie trupów w szopach na jakimś wygwizdowie. Logika kuleje, co chwila kolejna bzdura i co jakiś czas przez myśl przewija się wielkie "WTF?!". Co więc robić? Ano posypać religią voodoo, zamieszać, nazajutrz odgrzać i serwować w kinie z tekstem "poznaj wcielenie zła".
Horror/thiller jak setki innych - nic nowego, jarmarczne sztuczki i budowanie napięcia jak w podręczniku. Prawdę mówiąc brakowało mi tylko drżącej kamery i nagrywania z ręki.
A z tymi falami dźwiękowymi to już w ogóle pojechali po bandzie.