Nie zliczę, ile razy obejrzałam ten film, ale jednej rzeczy nie pojęłam. Otóż: Cooper budzi się na stacji i pyta lekarza czy Murph żyje. Doktor potwierdza mówiąc „Tak, dotrze tu za kilka tygodni, jest na innej stacji…jak się dowiedziała o Panu to postanowiła przylecieć” . Chwilę później widzimy scenę, w której Cooper zjawia się w szpitalu żeby zobaczyć się z córką. Słyszy od lekarza „jest słaba bo spędziła w komorze 2 lata” . To ile w końcu leciała? 2 lata czy kilka tygodni? Czy moze, gdy go znaleźli to ją wybudzili żeby przyleciała? Dwuletni lot to raczej z Ziemi by miała, a nie od stacji do stacji. A może przyleciała po tych kilku tygodniach, ale 2 lata dochodziła do siebie w jakiejś komorze - już na stacji Cooper.
Tylko w przypadku gdyby jej statek bądź stacja poruszały się z prędkościami relatywistycznymi. Co teoretycznie jest możliwe skoro dysponowali już wtedy danymi z czarnej dziury. Ewentualnie - choć to już trochę naciągane - Cooper mógł długo dochodzić do siebie zanim się wybudził. A córka usłyszała o nim dużo wcześniej, zaraz po tym jak go zgarnęli.
Też mi przeszło przez myśl, że dwa lata mógł dochodzić do siebie, ale czy tak sobie by wstał z łóżka i chodził i mówił jakby spał dwa dni?