jak dla mnie ten film nie jest zadnym holdem, niczego nie pochwala, ani nie spelnia większosci zarzutów jakie przeczytalam przed chwila. dostrzegam w nim zupelnie cos innego. dla mnie ten film jest po prostu obrazem. obrazem chorej rzeczywistosci w jakiej zyjemy, w ktorej za pieniadze mozna kupic wszystko, gdzie matka moze zglosic sie do swojej corki narkomanki po narkotyki dla umierajacego dawnego kochanka, gdzie człowiek nie jest w stanie oddac kluczy do domku nad jeziorem, aby ktos mogl ostatnie dni zycia przezyc w miejscu ktore przywoluje tyle wspomnien. gdzie najogolniej mowiac wszelkie wartosci zginely gdzies bezpowrotnie miedzy kolejnymi inwazjami barbarzyncow. a jednak ten swiat nie jest do konca zepsuty. okazuje sie ze syn oprocz pieniedzy kocha tez swojego ojca i robi wszystko co w jego mocy by ulzyc mu w ostatnich dniach zycia, ze zawsze znajdzie sie jakas studentka ktora nie wezmie pieniedzy, ze sa przyjaciele ktorzy rzuca wszystko i przyjada z kazdego konca swiata.
wbrew pozorom wydaje mi sie calkiem optymistyczny o ile w XXI wieku mozna mowic o jakims optymizmie w tym kierunku.