Zdecydowanie powininen być wyświetlany na maratonie "Najgorszych Filmów Świata".
Nie jest to arcydzieło na miarę Szpona czy Złego Mózgu z kosmosu, jednak zdecydowanie jest tak
zły, że aż śmieszny...
Zdecydowanie polecam dla niepowtarzalnego odczucia co znaczy na prawdę niskobudżetowe
kino lat sześćdziesiątych!
No to jest w końcu tym arcydziełem "Najgorszych filmów świata", czy nim nie jest?
I w ogóle co w nm takiego złego, żeby zaliczać go do "Najgorszych filmów świata"? Bo szczerze mówiąc coś powątpiewam, gdyż film cieszy się raczej pozytywnymi opiniami (nie w stylu so bad it's good).
Jeśli miałabym go mierzyć w skali od 1 do 10, gdzie 1 to film bardzo zły a 10 to "so bad it's a masterpiece", to ten mieściłby się właście gdzieś około 6.
Nie jest to kino dobre. Nawet bym powiedziała, że kino złe. Jednak nie zaliczyłabym do arcydzieł kiczu ponieważ zbyt wiele było momentów, w których czułam po prostu zarzenowanie niskimi lotami a nie pokładałam się ze śmiechu powalona monstrualną dawką absurdu.
Stąd moje 6 punktów.