A raczej powinnam powiedzieć - temu filmowi brakuje "czegoś" - moze dopieszczenia, większej dbałości o szczegół - w każdym aspekcie, oprócz, rzecz jasna, efektów specjalnych. Fabuła jest niby rozbudowana (prozy Asimova nie miałam okazji czytać, przyznaję się), ale nie mogłam się pozbyć wrażenia, że momentami pan Proyas jakby "dał sobie na luz", zasypawszy widza rzeczonymi efektami. Niektóre momenty filmu jakby za długie, inne wiele razy wałkowane.
Muzyki prawie wcale nie ma - to znaczy jest, ale prawie niezauważalna.
Poza tym pan Smith - lubię tego aktora, przyznaję, ale niestety zaczyna on już popadać w monotonię - następną rola bad boya połączonego z man in black stanowczo mógł sobie odpuścić. Zwłaszcza, że jako zakolczykowany "glina w trampkach i skórze wygladał raczej śmiesznie niż hmmm... męsko?
Co jednak musze przyznać - efekty specjalne stoją na naprawdę wysokim poziomie. Mimika "twarzy" robotów, zresztą w ogóle całe roboty - mistrzostwo. Nieźle też rzecz się ma ze sceną "wypadku", aczkolwiek po futurystycznym mieście w "Ja, robot" oczekiwałam czegoś więcej - to spuścizna po "Raporcie Mniejszości" chyba ;)
W każdym razie oceniam "Ja robot" dosyć średnio - powiedzmy, ze nie spełnił moich oczekiwań.