które chciałoby się powiesić na ścianie w pokoju. I to przede wszystkim one sprawiają, że podczas seansu udaje się zapomnieć, że "Jaśniejsza od gwiazd" to gruncie rzeczy schematyczny (czasami aż do bólu) melodramat. Dodatkowo brawa dla Abbie Cornish i Bena Whishawa, którzy stworzyli tu jednak coś więcej niżli tradycyjne postacie romansidła.
Na pewno nie arcydzieło, ale też nie zupełna miernota. Tak czy owak - chyba polubiłem ten film.