Przeżyłam szok i to nie szok w pozytywnym tego słowa znaczeniu niestety. Idąc do kina spodziewałam się, że nie ujrzę na ekranie Jacka Ryana na miarę Harrisona Forda ale aż takiej klęski się nie spodziewałam. I stwierdzenie w redakcyjnej recenzji, że Chris Pine na tle Aleca Baldwina (Polowanie na czerwony październik) i Bena Afflecka (Suma wszystkich strachów) nie wypada tak źle jest grubo przesadzone. Kilka naprawde dynamicznych scen i efektów specjalnych, wartka akcja, która zaczyna się mniej więcej po około 30 minutach od rozpoczęcia filmu to wszystko co mogę powiedzieć na ten temat Niestety i to zakłócają drętwe dialogi między parą zakochanych wlepione w najmniej odpowiednich momentach i brak dbałości o podstawowe przynajmniej szczegóły, tajniki działania agentów CIA. Przyznaje nie jestem ekspertem i znawcą pracy agencji wywiadowczych ale chyba nie trzeba nim być, żeby stwierdzić w jak głupi sposób zostały przedstawione niektóre sceny ( radość ukochanej Ryana, że nie ma on kochanki a jest JEDYNIE agentem CIA i jej ochocza zgoda na współpracę w walce z najgroźniejszymi oligarchami rosyjskimi ( błagam !!!), albo rozmowa głównych bohaterów o przebiegu czekającej ich akcji przeciwko Viktorowi Cherevinowi - w pokoju hotelowym wynajętym przez tego ostatniego i napewno nie naszpikowanym od podłogi do sufitu podsłuchami i innymi "zabawkami"). W takich momentach ( a bystre oko dostrzeże ich więcej) nie da się tego "dzieła" oglądać. No cóż w mojej ocenie redakcyjne 6,6 i tak jest grubo na wyrost - ale to tylko moja subiektywna ocena. Miłego oglądania:)