Podchodziłem do tego filmu pozytywnie, z nadzieją, poprzedni "jak zostałem gangsterem" był zaskoczeniem, to był po prostu fajny, dobry film. Trochę jakby Vega zaczął robić dobre filmy, takie nieskupiające się tylko na szokowaniu, ch**ach, ku**ach, gwałtach, przemocy itd. Tylko wziął na tapet ciekawą fabuła i zrobił to po prostu dość porządnie. Tutaj zaczyna się ok, zainteresował mnie dość szybko, ale równie szybko zniechęciło do dalszego oglądania.
Za często łamana jest czwarta ściana, za często ekspozycja jest nachalna i aktorzy wprost mówią że to jest takie czy owakie. To jest ok jak się pojawi od czasu do czasu, jak trzeba coś wyjaśnić, ale w "Jak pokochałam gangstera" to jest właściwie całym filmem. Oglądając przykładowo "big short" takie wstawki też się pojawiają, tylko tam sam film bierze na tapet dość trudny temat, mówimy o finansowych machlojkach które mało kto rozumie więc takie wyjaśniające wstawki jak Anthony Bourdain wyjaśniający jak coś działa jest jak najbardziej na miejscu. Tu nie.
Skaczemy z roku na rok, a jednego miejsca na drugie, gdzie połowa dialogów to jest ktoś mówiący offem do kamery co jest czym, zamiast grając zostawić to dla widza do przetrawienia. Do dojścia do jakichś własnych wniosków.
Właściwie bujamy się tak od jednego do drugiego wątku poznając kolejnych bohaterów gdzie sama historia postaci jest na drugim, czy nawet trzecim planie. Aktorsko się to jakoś tam broni, faktycznie Fabijański za którym nie przepadam zagrał dobrze, Włosok także, chociaż ciągle mam wrażenie że on mógłby zrobić to lepiej, przecież w "jak zostałem..." to głównie pamiętam jego jako psychola Waldena, tu zaś to wygląda jak "ok damy Ci zagrać główną rolę, ale samego grania będzie mało. No i tak leci ta pierwsza godzina, później druga, później już cięzko mi się skupić na kolejnej bo film zaczyna nudzić i kompletnie nie da się tej postaci ani lubić, ani jej kibicować, ani nawet specjalnie jej nie lubic. Po prostu dalej tym gangsterem który kradnie i tylko czekam na jej koniec, bo wiadomo że w końcu musi zginąć.
Nie potrafie pozytywnie ocenić tego filmu, dla mnie po prostu powstał a ja po po prostu obejrzałem, nic więcej, nic mniej. Miałem wrażenie oglądania tworu w którym reżyser dokładnie mówi co masz czuć w tej czy innej chwili, bez żadnego głębszego sensu.
Mieliśmy zrobić film o gangusie to go zrobiliśmy i tyle. Niby z jednej strony miało to być coś ambitniejszego, niby nie bo każda scena to jest kilka dialogów na krzyż, a potem skaczemy do kolejnej ekspozycji z aktorami wyjaśniającymi co i jak, bo Ty widzu musisz wiedzieć co o tym sądzić. Mocne meh/10.