Jako zgryźliwy kinomaniak czepiający się o byle co zgłaszam postulat praktykowania unhappy endów w komediach romantycznych. Ja wiem, że bajka. Ja wiem, że sielanka. Ja wiem, że buzi buzi. Ale gdyby tak wypuścić rocznie jakieś dwie komedyjki o dobijającym jak "Cześć, Tereska" zakończeniu? "Jak w niebie" aż się prosiło o ból i smutek ostatecznego rozstania. Trzymałam kciuki, ale nie.
Co do oceny: takie niby nic a całkiem przyjemny film.
Nieeeee, całe szczęście, że był happy and :D Lubię filmy o banalnym, przesłodzonym zakończeniu. Ja mówiłam sobie w myślach: Oby nie jak w "Duchu", oby nie jak w "Duchu" :D :D :D
A z drugiej strony, fajnie by było jakby od czasu do czasu jakiś film się źle zakończył. Aha, no i zgadzam się, całkiem przyjemnie się oglądało.
Pozdrawiam.