Ten film ma wszystko co uwielbiam u Tima Burtona, mroczny klimat jak z koszmarnego snu, wspaniałą scenografię, groteskowych bohaterów, muzykę Elfmana, no i oczywiście Johnny'ego Deep'a w głównej roli, wizualnie film przypomina kino z dawnych lat, Burton pokazał klasę i talent, i to jest to!
Mi osobiście bardzo podoba się ta cała teatralna otoczka całego filmu, która nadaje mu ten klimat, można powiedzieć, że niepowtarzalny i tajemniczy, pomimo pięknej scenografii oraz barwnych kontrastów.
widziałam ten film trzy razy, sama nie wiem czemu, bo prawdę powiedziawszy niezbyt mi się podoba. Najbardziej przeszkadza mi gra Depp'a, którego jestem wielką fanką, jednak w tym filmie jest taka.. wymuszona i nieprawdziwa. Ponieważ jest to film Burtona mogę przypuszczać, że jest to zamierzone, ale mimo wszystko jakoś do mnie nie przemawia. Sztuczny akcent Depp'a, dziwna, niepotrzebna, przeplatana retrospekcja i krew, która bardziej przypomina pomidorową (podobnie jak w filmie Sweeney Todd) - to przeszkadzało mi najbardziej.
i jest jeszcze coś, czego nie rozumiem. W filmie powiedziane jest, że akcja dzieje się w 1799r. Ichabod co rusz wspomina o tym, że za chwilę wkroczą w nowy wiek. Ale przecież do wieku XIX jeszcze ponad rok. Nie chce mi się wierzyć, że to przeoczenie, ale nie widzę w tym sensu. Skojarzyło mi się to z Kordianem Słowackiego, gdzie było podobnie, z tym, że tam był to błąd zamierzony. Jedynym logicznym wytłumaczeniem wydaje się być to, że byli to ludzie prości, którzy uważali, że kolejny wiek nadchodzi wraz z pełną datą (tu akurat 1800r; czyli chodzi o tak zwaną wyobraźnię ludową). Jednocześnie wydaje się to być mocno naciągane, także może ktoś mi uświadomić, co przeoczyłam?