Bez zachwytu, dziwi mnie aż tak wysoka ocena, taki prosty film z przewidywalną fabułą.
(Wrrrrr, nie znoszę, jak koniec filmu jest do przewidzenia.)
Oglądało się przyjemnie, ale po wyjściu z kina czułam niedosyt, zdecydowanie BEZ ZACHWYTU.
Zgadzam się, szału nie ma.
W książce między bohaterami jest napięcie, chemia, gama emocji.
Filmowa para Anne Hathaway i Jim Sturgess nie iskrzyła. Zwłaszcza on był jakiś taki nijaki...
Wiecie co? Naprawdę coś w tym jest, o czym mówicie; mimo, że łezka zakręciła się w oku kiedy pocałowali się chyba po raz pierwszy (kiedy ona miała na sobie niebieską sukienkę), to faktycznie przeczuwałam , co będzie na końcu. Takie typowe sztampowe zakończenie - gdzie ona umiera, a on nie potrafi już bez niej normalnie żyć. Czy nie było podobnie w "Szkole uczuć"? Spodziewałam się więcej ikry ze strony reżysera..