Spora niespodzianka in plus. Jakiś czas temu widziałam "Samotnych" i już następnego dnia pamięciowy ślad po nich zaginął. "Jedna ręka nie klaszcze" to - w przeciwieństwie do niemrawych i przydługich jak na tę niemrawość "Samotnych" - barwny i dynamiczny festiwal zwariowanych pomysłów. Ja ten typ absurdu lubię. Nie jest to absurd wkomponowany w osnowę świata, którego obecność jest prawami tego świata usprawiedliwiona. Przejawy nonsensu wywołują konsternację otoczenia. To, co się dzieje, jest absurdalne nie tylko dla widza, ale także dla postronnych postaci filmowej rzeczywistości, a właśnie skontrastowanie normalności i szaleństwa jest tym, co bardzo często budzi mój śmiech.
Paweł Marczewski w swojej recenzji przywołuje rodzaj humoru Rolanda Topora i uważam to za bardzo trafne odniesienie. Sama przez cały film miałam poczucie czegoś znajomego. Najpierw przyszło skojarzenie z kryminałami Joanny Chmielewskiej (połączenie sensacji i dowcipu), potem z "Delicatessen" Jeuneta, w którym też obecne były smakowicie wymieszane elementy czarnego humoru, groteski i kryminału. Wreszcie zgadzam się bez reszty z paralelą Marczewskiego, tym bardziej, że wyjaśnia to moją fascynację filmem Ondricka; Topora też pokochałam od pierwszego czytania. :)
Postacie zaludniające ten film są jak ich własne odbicia w krzywym zwierciadle. Jednocześnie reżyser nie pozwala nam przejść nad tym do porządku dziennego, cały czas, poprzez osadzenie ich w normalnym świecie, każe pamiętać, że to ekstrema, ewenement, niepasujący do reszty. Dlatego właśnie przyjmuję te dziwactwa bez zastrzeżeń. Więcej - daję się wciągać bez protestu coraz głębiej w tę paranoiczną grę. Ivan Trojan jest cudownie demoniczny w roli opętanego szalonymi ideami przedstawiciela czeskiej klasy średniej, a im dalej, tym wyraźniej widzimy jego obsesję, aż do wspaniałego finału, gdy upajając się własnymi słowami, wpada w manierę Hitlera. Zebranie tajnego bractwa przypomniało mi elitarystyczną lożę pracowników szpitala "Królestwo" z filmu von Triera i ich równie podniosłe, ryzykowne, lecz śmieszne w swojej daremności rytuały. Dzieci Zdenka to małe potwory, które zdają się być idealnym spełnieniem marzeń ich ojca. Świetna jest scena, gdy pierwszym obrazem, jaki widzi w telewizji przebierający się w ubrania swojej siostry David (co oczywiście budzi przerażenie matki, za wszelką cenę usiłującej zachować nieskażoną cywilizacją normalność) są popisy aktora w damskich ciuchach. :) Każdy z bohaterów to osobny indywidualny i niezwykle ciekawy byt: obie lekko oderwane od rzeczywistości dziewczyny, poczciwy Standa, zdeterminowany, choć fajtłapowaty Ondrej, który zawalając misterne plany uważa, że jest szalenie przebiegły ("O orłach też pan nie słyszał?" :)), a na dodatek zupełnie się w swoich gafach nie orientuje. :) Świetne kino, które wprawiło mnie w doskonały nastrój. :)