Miałam nadzieję , że facet rozpadnie się na kawałki pod koniec, zamieni w kupę gó#na na głodzie. Co będzie oznaczało , że nie możemy mieć wszystkiego i każda taka ingerencja skończy się dla nas źle. Tu natomiast sugerują nam , że warto jest okraść zmarłego , popełnić morderstwo , narazić swoją ukochaną byle tylko zdobyć to czego chcemy. Nie ważne konsekwencje.
Przekaz tego filmu jest co najmniej nie jasny , bo jeżeli chodzi o pokazanie natury ludzkiej to leży po całości :P
Tak, trzeba przyznać, że amerykanie nie potrafią robić zakończeń. Chociaż w tym wypadku i tak nie było tak źle, niektóre filmy na prawdę popsuli pewnymi zabiegami.
A wg mnie właśnie to zakończenie nadaje smak całemu filmowi! Generalnie nie przepadam za tego typu surrealistycznymi bajkami, etc. Ale skoro film już jest jaki jest, a więc jedna wielka bajeczka, to przynajmniej kończy się też bajkowo! Jasne, że to wszystko jest nierealne, ale doceniam, że reżyser pozostał konsekwentny do samego końca. Pojechał po całości. Osobiście czułabym się zawiedziona, gdyby bohater filmu skończył tak samo dennie, jak zaczynał. Do samego końca nie było wiadomo, jaki finał reżyser widzowi zaserwuje aż do momentu, gdy po prostu puścił oczko. "No co?"- cytując ostatnią kwestię Eddiego.
Wydaję mi się że autor próbuje pokazać kilku przeciętnych ludzi którzy dostają nieprzeciętną moc i tylko jedna z tych osób, swoją upartością potrafi wszystko poukładać. Tak jakby autor utwierdzał nas w historycznym przekonaniu że istnieją stada baranów, i tylko jeden może je prowadzić, bo gdy nawet leming dostaję szanse, wykorzysta tylko swoje 5 minut i potem się wypali a lider jest jeden.
Oj, zastanów się trochę zróbmy inny film "Jestem Milionerem" ci sami aktorzy i ta sama fabuła tylko zamiast tabletki maszyna to wyprodukowania jednorazowej porcji pieniędzy załóżmy 5,000,000 i to samo się dzieje, jedni szaleją, drudzy się boją, inni doprowadzają się do samo destrukcji a uparty Eddy mimo chaosu, dzięki solidnemu wysiłkowi układa sobie piękne życie :)))))))
Że w życiu nic nie dostaniesz za darmo, mimo mocy i wpływu jakie posiadasz, że musisz się postarać ryzykować i nie bać się tego co los przyniesie, i nie patrzeć na wszystkich upadłych za sobą, tylko być pewnym własnej wizji
No to "go"! Nie oglądaj się za siebie i na wszystkich upadłych za sobą. Idź na czuja i niczym się nie przejmuj. Gwiazda Ci sprzyja.
To ma być przesłanie? Naprawdę taką drogą chcesz iść?
No ja nie narzekam na film. Owszem miły na wieczór, ale jeśli tu widzisz takie przesłania, to chętnie pogadam za parę lat, jak wcielisz to w życie i zechcesz mi zdać relację ze skutków. ;(
Chyba jesteś życiowym pesymistą co ?? trzeba próbować walczyć o jakiś lepszy poziom życia wiąże się to z ryzykiem itd. ale moim zdaniem warto, gdy nawet się nie uda to przynajmniej będziesz miał przeświadczenie że próbowałeś.
Jasne, że można. Może nawet trzeba lub wypada? Ale to raczej truizm i dość powszechna tendencja. Gdyby film miał przesłanie to pokazałby rozdźwięk między tym dążeniem a koniecznością wyboru między dobrem a złem - tak na przykład i pokrótce. A ponieważ nie ma, dlatego też jest jedynie (i aż) dobrą rozrywką na np. piątkowe popołudnie. Niczym więcej. Nic nie ujmując piątkowym popołudniom ;))) W sumie to chętnie pogapię się jeszcze raz...
Jak możesz twierdzić że ten film ma przekaz że nic człowiek nie dostaje za darmo? Chyba nie zrozumiałeś tego filmu. Główny bohater był nieudacznikiem, dostał za darmo narkotyk który otworzył mu umysł. Osiągnął sukces, potem o mały włos by nie zginął, ale i tym razem mu się udało, bo zażył narkotyk (krew gangstera), i ostatecznie zdobył władzę dzięki modyfikacji narkotyku który ciągle przyjmował. On w żaden sposób na nic nie zapracował, wszystko co dobre spotkało go na haju. Jak narkotyk przestawał działać nie był w stanie sobie poradzić w życiu.
Film pokazuje, że nawet głupi (gangster) po dobrym dragu zmienia się w człowieka sukcesu który zajął się formami import-eksport. Ten film pomimo że mi się podobał niestety deprywuje widzów. Wg mnie nie nadaje się dla ludzi młodych, którzy pomyślą że można do czegoś dojść zażywając magiczne pastylki (narkotyki). Czytając komentarze na filmwebie widzę, że coraz więcej osób szuka głębszego sensu i rozgrzesza ćpanie bohatera przypisując mu inteligencję czy właściwe kierowanie życiem.
Ćpam bo dzięki temu lepiej myślę, mam zapas ale tworze własną wytwórnię i dzięki temu jestem panem świata (po drodze eliminując problemy).
Główny bohater może i był naiwny i momentami krótkowzroczny, ale był pisarzem i miał dość szerokie horyzonty myślowe, był ambitny. Nie nazwałbym go nieudacznikiem.
Chyba oglądaliśmy inne filmy. Do momentu w którym nic nie zażywał był takim pisażem, że od tygodni nie był w stanie napisać rozdziału książki. Miał tak szerokie horyzonty, że nawet dziewczyna z niego zrezygnowała, a jego ambicja polegała chyba na tym, że chodząc jak menel jeszcze próbował namawiać dziewczynę do pozostania przy sobie.
Każdy pisarz czasem przeżywa wypalenie twórcze i brak weny, brak pomysłu. Każdy czasem ma słabsze momenty w życiu.
W filmie nie było pokazane czy wcześniej był dobrym pisarzem. Poznajemy postać jako nieudacznika który nic nie jest w stanie osiągnąć (pisanie książki, dziewczyna, problemy z czynszem). To co piszesz to Twoje domysły, o niczym takim w filmie nie było mowy.
oglądając ten film byłam film byłam pewna że zakończy się on dramatyczną autodestrukcją głównego bohatera i gdy film zakończył się stwierdziłam, że coś tu nie halo. Na początku doszłam do takich samych wniosków jak ty, ale potem stwierdziłam że to nie jest film o tragicznych skutkach zażywania narkotyków, jak chociaż "Requiem dla snu". To takie prawdziwe sci-fi, trochę o tym do czego człowiek jest zdolny by osiągnąć sukces, na pewno nie film moralizatorski.
Gdzieś w trakcie filmu bohater wspomniał, że wszystko jest ok poza tym, że ciągle musi przesuwać granice.Jeśli tak to powinien skończyć jak król Midas, w świecie bez granic gdzie nie ma już niczego do osiągnięcia, w pułapce, a dodatkowo bez towarzysza, bo byłby już zbyt wysoko dla ludzi. Chyba, że by się podzielił... ale wtedy co dalej? Czy nie regres? Gdyby podzielił się z całą ludzkością wróciłby do punktu wyjścia, gdyby z jedną lub kilkoma - nie wiem, to może byłoby ok.
Przy okazji NAJWAŻNIEJSZE dla mnie pytanie to dlaczego glówny bohater (idiota) nie zabrał się na samym początku za zbadanie narkotyku i naukę jego wytwarzania? Uniknąłby większości problemów... W końcu cóż to wielkiego dla geniusza? Już nie wspomnę o tym jak on mógł wszystkie tabsy trzymać w jednym miejscu i to do tego w marynarce?....
Każdy zachowuje się inaczej, ma różne doświadczenia. Inteligencja to jedno, a doświadczenie i wiedza to drugie... Ten bandzior wiedział co robić :), ale obydwoje musieli znaleźć kogoś kto to wyprodukuje i ulepszy.
Pewnie Matrixa też zjechałaś. :) a stał się on nie tylko kultowym filmem ale też stał się ogólnie znaną metaforą.
Ten film to film - miała być akcja, zmaganie z problemami i jakieś zakończenie.
A morał może nie jest taki jaki byś chciała, ale mi się spodobał. Mówi o tym, że dzięki rozwojowi intelektu można zajść daleko, poprawić swoje życie, a to wszystko w twórczy, a niedestrukcyjny sposób. Ktoś napisał o 5 bańkach dolarów. W brew pozorom pieniądze też mogą skomplikować życie i dodać problemów, ale z dwojga złego lepiej być z pieniędzmi niż bez :)
Nie oglądałam tego filmu, ale jeśli było tak jak piszesz to chyba chodzi o to żeby się nie poddawać i brnąć do celu.
Przeczytałem wszystkie odpowiedzi do tego postu, dotyczące morału filmu i uznałem, że wszystkie są poprawne. Nie ma sensu spieranie się jaki jest morał tego czy tamtego. Filmy są jak wiersze, każdy ma własną, indywidualną interpretację. Dla jednego morałem będzie jedno, dla drugiego drugie. Kręcąc film, reżyser zazwyczaj stara się nadać mu jakiś głębszy sens. Zadaniem widza jest go odszukać, ale co jeśli znajdzie coś innego, jakąś inną niezamierzoną myśl. Moim zdaniem w każdym filmie można doszukać się morału. To co rzeczywiście autor miał na myśli, wie tylko on sam.
Przekaz jest taki, że umysł jest kluczem do wszystkiego np.do potęgi, sławy, bogactwa i miłości. Tak to postrzegam. Pzdr:)
A nie chodziło przypadkiem pod koniec o to, że on już nie bierze, tylko znalazł sposób na utrzymanie efektu tabletki? To wyjaśniają ostatnie dwie sceny, jak gada ze starym i właśnie tak mu mówi (to dlatego robi tysięczną w filmie demonstrację swoich możliwości), a potem jak jest z dziewczyną - po I sam fakt że ona do niego wróciła, po drugie to, że dziwi się jak zaczyna mówić po (chyba) chińsku. No i to enigmatyczne "What?" na końcu.
Jak w wielu filmach, np. disneyowskich. :) Weź taką "Małą Syrenkę" - próżna, uparta dziewczyna ledwo co poznaje jakiegoś faceta, nie zdąża si o nim właściwie nic dowiedzieć, a jednak za wszelką cenę chce z nim być i po jednym dniu znajomości chce wziąć z nim ślub, nie liczy się z konsekwencjami własnych czynów, niczego się nie uczy. Marudzi, narzeka, przechodzi przez wywołane przez siebie kłopoty, a w końcu i tak dostaje to, czego chce i nie zmienia zdania. Więc można powiedzieć, że tam też nie było morału. A jednak film się bardzo spodobał.
Cóż, gdyby "Jestem Bogiem" został zaklasyfikowany jako dramat, spodziewałbym się morału i zakończenia śmiercią głównego bohatera. Ale w dreszczowcu takie zakończenie nie dziwi - niemal każdy amerykański film niebędący dramatem kończy się szczęśliwie.
Jak już napisali przedmówcy, drażni widza to, że główny bohater nosił tabletki w jednym miejscu i to w kieszeni marynarki, którą przecież zdejmuje częściej niż np. spodnie, to, że zaczął brać tabletki zanim dowiedział się czegoś więcej na ich temat, zanim wypytał się o możliwe niepożądane skutki uboczne, zanim zbadał tego skład i poznał źródło ich pochodzenia itd. Może gdyby ten, co mu to dał, nie był tylko jego szwagrem - i to byłym, spotkanym po latach przypadkowo na ulicy - tylko najlepszym przyjacielem cieszącym się jego pełnym zaufaniem, można by to kupić. Ale tak - to mocno naciągane. Ale sama historia jest dość ciekawa i wciągająca, mimo tych wad.
Jakbyś nie zauważył ten film to nie dramat, tylko thriller sci-Fi, więc nie doszukasz się tu życiowego morału. Ten film ma wizje, która jakby nie było jest interesująca.
Więc nie wiem co wy chrzanicie. Chcesz życiowego morały to obejrzy sobie Olivera Twista.
Ps. jest różnica między zabójstwem a morderstwem.
Morał jest taki... Jesli czegos nie widze to znaczy ze tego nie ma, jesli czegos nie rozumiem to znaczy ze jest glupie... A Morał z filmu... i tak nie zrozumiesz... A z tego filmu wiekszosc z was nie wyciagnela nawet 10% tego co w filmie jest zawarte...
potwierdzam, większość nie zrozumiała filmu, te tabletki go nie kreowały tylko rozszerzały jego możliwości, zauważcie że ten lichwiarz co go prześladował nie wyszedł pomimo tabletek ze swojej ramy, nadal pomimo wzrostu inteligencji pozostał okrutnym zbirem (co świadczy o niskim poziomie) główny bohater wygrał inteligencją, a nie przemocą, proste, z czasem zamiast tabletki tworzy jego to on zaczął je tworzyć co jest naturalnym progresem, ewolucją
Gdyby się rozpadł byłoby to zakończenie trochę nie przystające do otaczającej nas rzeczywistości, gdzie "bycie kimś" za wszelką cenę jest często bardzo powszechnym zjawiskiem.
Wystarczy się rozejrzeć wokół siebie i dostrzec, że wielu ludzi zrobi wiele lub jeszcze więcej aby zaznać choć przez chwilę sukcesu, który jest bardzo ulotny i często chwilowy. A cena jaką za to płacą jest duża. Ale zrezygnować z tego jest bardzo trudno, ma się wrażenie, że jeszcze raz i potem skończę, ale tak się nie dzieje. Gdyby reżyser zakończył to morałem o jaki się dopominasz to zabrzmiałoby to fałszywie.
Piszesz: "bo jeżeli chodzi o pokazanie natury ludzkiej to leży po całości", a czy tak nie jest?
Natomiast film, moim zdaniem, dwoma elementami zasługuje na szacunek: po pierwsze właśnie tym zakończeniem, nie moralizatorskim, a otwartym i po drugie to, że zostawia widzowi problem do rozpatrzenia i zastanowieniu się czy nie jest w ślepej uliczce. Bo bohater jest.
...gdyby zginął,większość widzów przygniotłaby do muru reżysera dlatego że zakończenie było przewidywalne.Moim zdaniem nie każdy film niesie przesłanie czy też morał...ten czy inny film NIGDY nie zachęci mnie do narkotyków,bo mam swoje zdanie,swoją ścieżkę i zasady.Jeśli ktoś mówi i myśli że ten film zachęca do brania narkotyków to ma chore myślenie i słaby charakter.Dla mnie to dobry film akcja,sci-fi,dramat...natura ludzka...jakże powierzchowne myślenie :-( I zgodzę się do Twej myśli - "Wystarczy się rozejrzeć wokół siebie i dostrzec, że wielu ludzi zrobi wiele lub jeszcze więcej aby zaznać choć przez chwilę sukcesu, który jest bardzo ulotny i często chwilowy..."
Lepiej być sobą bez cudownego narkotyku.a co do morderstwa to wydaje mi się że zabił tylko bandziora który chciał narkotyk.co do modelki filmie było pokazane jak uprawia z nią seks.a wcześniej ktoś ich widział razem i śledził być może to ten ktoś ją zabił i wytarł ślady.
Lepiej nie doszukiwać się w tym filmie pozytywnego przesłania:):p Jeśli myślisz, że ktoś po obejrzeniu stwierdzi, że narkotyki to zło, że prowadzą do zguby, zagłady własnego ja, że przez nie człowiek się stacza na dno (wypicie krwi.....) to chyba i Ty i ja się pomylimy:)
Z uwagi na to, że tylko śmierć jest jedynym pewnym zjawiskiem sporo ludzi żyje tak, jakby każdy dzień był ich ostatnim dniem życia i warto je przeżyć na maxa :)