Jeśli myślicie, że pisanie recenzji komedii jest proste, to wyjaśnię Wam najgrzeczniej jak tylko potrafię – a gdzie, powaliło? To ciężki kawałek chleba, bo o ile mało straszny horror mogę zjechać za gównianego potworka i absolutny brak klimatu, kreskówkę za fatalną animację, a kostiumowy dramat romantyczny, za to czym jest samym w sobie, to filmu komediowego ciężko się uczepić. Nie mówię oczywiście o rodzynach pokroju „Diseaster Movie”, bo to – jak sama nazwa wskazuje – nie jest obrazem filmowym, tylko katastrofą audio-estetyczno-wizualną. Chodzi mi po prostu o coś, co z założenia jest głupie i przez tą swoją „oryginalność” ma bawić – ale to, jak się odbierze dany dowcip, zależy wyłącznie od widza i jego humorów. Mógłbym się starać o obiektywność i napisać poważną pracę na temat najnowszego dzieła Peyton’a Reed’a , ale kto by to czytał (prócz mojej mamy, ona musi). Zresztą recenzja z założenia jest personalną opinią autora, więc nie dziwcie się, że moje zdanie będzie znacznie odbiegało od Waszego. (...)
----------
Więcej na:

http://cinemacabra.blog.onet.pl/2,ID356972085,index.html
----------
Zapraszam :)
----------
I HEPI NJU JER!