w peruce ? bo takie miałam wrażenie oglądając ten dość przewidywalny i kuriozalny film. Już lepiej wypadł jego naturalnie łysiejący kolega. Travolta jak zużyty kapeć z lisem na głowie. Ani tu dramatu po stracie bliskiej osoby, wzruszenia, emocji, nerwów, sensacja rodem z ulicznej kopanki, sama kopanka... Taka bujda na resorach z wiadomym happy endem