Zaczynał się całkiem obiecująco. Już sam pseudonim reżysera mnie rozbawił - J.A. Laser. Potem mamy piękną dziewczynę, która się rozbiera i idzie się opalać. Widzimy tabliczę z trupią czaszką, która wskazuje na jezioro. Dziewczyna ją wyrzuca i idzie popływać. Wraz z pojawieniem się zombie na ekranie, miałem już wspaniały humor i śmiałem się prawie na głos. Niestety o ile początek można uznać za udany, o tyle cała reszta filmu jest koszmarem. Aktorstwo jest beznadziejne, charakteryzacja to totalna pomyłka, scen gore jest mało i są marne. A do tego historia się kompletnie kupy nie trzyma. Nie wiemy czemu zombie nagle wyszły z jeziora i czemu do niego wracały, by zaraz potem znowu z niego wyjść. Wątek taty-zombie i jego żywej córeczki to jeden z najgorszych pomysłów, jakie widziałem w filmach klasy B. Film teoretycznie rozgrywa się w latach 50-tych, ale tego w ogóle nie widać. Trochę cycków się jeszcze na ekranie pojawia, ale ich właścicielki już są brzydkie. Co najgorsze, od filmu wieje niesamowitą nudą! Trzymajcie się od tego zakalca z daleka, dobrze radzę! Już lepiej obejrzyjcie jego pierwowzór - "Shock Waves".