Gdzieś na francuskiej prowincji znajduje się urokliwe jezioro, w którego głębinach czają się trupy nazistowskich żołnierzy zabite w trakcie II WŚ przez lokalnych partyzantów. Owe zombies z zielonym makeupem na twarzach i dłoniach uwielbiają atakować zwłaszcza nagie bądź półnagie dziewczęta, najczęściej zażywające nieskrępowanej kąpieli. Znany z licznych filmów eksploatacji Jesusa Franco Howard Vernon dość długo nie jest w stanie pojąć co się dzieje we francuskiej mieścinie, choć na miejscu już pewna fotoreporterka. W dodatku rozkwita przyjaźń pomiędzy jednym z trupów, a małą dziewczynką. 
 
Odświeżam po latach, gdyż mam zamiar powrócić w najbliższych tygodniach do filmów grozy Jeana Rollina. Generalnie "Zombie Lake" słusznie uchodzi za najgorszy film Francuza (kuleje tutaj prawie wszystko - od kiepskiego scenariusza po drewniane aktorstwo i charakteryzację zombies), ale ma w sobie spory ładunek uroczego kiczu. Sporo nagości i trochę amatorskiego gore. I masa głupiutkich scen, które wywołują uśmiech na twarzy widza np. pocieszny pojedynek dwóch zombie czy sceny ataków . Oczywiście "Zombie Lake" nie ma startu do onirycznych filmów wampirycznych Rollina takich jak chociażby "Fascination" (1979) czy "Lips of Blood" (1975), jednakże nadal da się obejrzeć, jeśli ktoś jest koneserem złego kina. 
 
Pierwszy seans: 21 lutego 2005 roku. Czas trwania: 86 minut.