Pewien mężczyzna przybywa do małego miasteczka Arborville. Jego mieszkańcy zajmują się wydobyciem ropy. Nie są oni jednak zbyt przyjaźnie nastawieni do obcych przez co nasz bohater musi szybko opuścić miasteczko. Jak się jednak okazuje ziemia, na której znajduje się ropa została zakupiona nielegalnie od Indianina zwanego Joe Dakota, a nasz przybysz obwieszcza, że to on jest prawdziwym Joe Dakotą i właścicielem tej ziemi. Mieszkańcy będę musieli dowieść, ze nabyli ziemię legalnie, a nasz bohater odnaleźć Indianina. Intryga jest ciekawa, jednak dość szybko można odgadnąć jej rozwiązania, a film poza nią nie ma wiele do zaoferowania. Historia idzie w linii prostej niczym wystrzelony z rewolweru pocisk. Obraz jest krótki, trwa zaledwie 75 minut przez co nie ma tu miejsca na sceny niezwiązane z fabułą. Mamy tu kilka "wstawek" komediowych, krótką bójkę w barze i wątek romansowy jednak film od początku do końca wyraźnie zainteresowany jest rozwiązaniem intrygi. Nie należy tego traktować jako zarzut ponieważ dzięki temu widz nie ma czasu się nudzić. Technicznie film jest całkiem sprawny choć nie prezentuje nic ponad przeciętność. Aktorzy również odegrali swoje role przyzwoicie. W jednej z drugoplanowych ról zobaczyć można Lee Van Cleef'a dla którego był to ósmy występ w westernie w samym tylko 1957 roku. Obraz Roberta Bartlett'a posiada w sobie sporo potencjału na porządny mystery movie w klimatach westernu jednak poza interesującym scenariuszem brakuje mu odpowiedniej energii lub czegoś co spowodowałby, że chciałbym do niego jeszcze wrócić. Film raczej na jednorazowy seans choć warto po niego sięgnąć dla poznania samej intrygi.