Dzisiaj oglądałem Johna Rambo i musze przyznac ze sie ani troche nie zawiodlem, wrecz przeciwnie film zaskoczyl mnie in plus, tak samo jak i Rocky Balboa ktorego wyczekiwalem pod koniec zeszlego roku. Ciezko mi oceniac ten film obiektywnie jako ze chyba jak kazdy wychowalem sie na tej postaci i darze ja ogromnym sentymentem, tak samo jak Stallone ktory po prostu jest ta postacia i dlatego to sie tak przyjemnie oglada, podobnie rzecz sie miala w ROckym to po prostu On, no ale co do samego filmu najwazniejsza recz to muzyka motyw przewodni od starego dobrego Goldsmitha dopracowany prze Tylora pojawia sie co jakis czas do 30 minuty tak samo jak w przypadku ROckyego Balboy motyw muzyczny " Mickey " to sprawia ze wracamy myslami do poprzednich czesci, i to jest dobre, takiej koncepcji nie powzial autor muzyki do T 3 i to moim zdaniem spalilo projekt, chociaz ten film chyba nawet muzyka by sie nie wybronil :D, no ale co do Rambo, moga byc zawiedzeni Ci ktorzy oczekuja " rozpierduchy " tak jak w 2 czy 3 czesci, film jest krotki a stary dobry Rambo w liczbie On jeden - 10000 wrogow wystepuje praktycznie tylko w koncowej czesci filmu, nie ma tez jakiegos specjalnego czarnego charakteru i w sumie bohaterowie pozytywni nie sa tak przejmujacy aby sie z Nimi utozsamiac ale idzie do przebolec. Ogolnie dobry film akcji a dla milosnikow najbardziej znanego weterana z wietnamu 10/10 :)pozdrawiam