Widziałem ten film jakieś 8, 10 lat temu w DKF-ie (Dyskusyjny Klub Filmowy - to dla nie zorientowanych) i od tego czasu poluję nań bez skutku. Metallica w swoim teledysku ("One") przypomniała go trochę, ale to ciągle nie to. Pamiętam, jak wyszedłszy z kina czekało nas na autobus ok. 50 osób na przystanku i cisza, zero komentarzy. Mnóstwo ludzi i ani słowa. To samo potem w autobusie.
Ten film robi niesamowite wrażenie. Chciałbym bardzo pokazać go swoim uczniom (uczę), bo to najbardziej optymistyczne dzieło (obok "Colas Breugnon" Rollanda) jakie udało mi się dotąd "połknąć". Po obejrzeniu tego filmu już wiesz, że Twoje kłopoty tak naprawdę są niczym. Nieszczęsny Johny to dopiero miał problem.
Reasumując, film jest równie szokujący co wzruszający. Raz obejrzany (tak jest w moim przypadku) zmienia człowieka, a przynajmniej sprawia, że nabieramy dystansu do pewnych spraw i, paradoksalnie, chyba ułatwia życie. Polecam całym sercem.