Z dużym zaciekawieniem zasiadłem do tej produkcji. No bo sam opis filmu, który dodatkowo powoływał się na prawdziwą historię powoduje wiadome oczekiwania widza. Spodziewałem się więc kolejnego, chorego "dzieła kitajców" ryjącego beret i zapadającego na dłużej w pamięci oraz sporej dawki bestialstwa skośnookich dewiantów.
Cóż, oczekiwania duże a filmowa rzeczywistość zgoła inna.
Po pierwsze - optyczna cenzura - coraz bardziej mnie to irytuje. Naprawdę uważam, że można nakręcić film bez zbędnych zbliżeń tu i ówdzie a w zamian nie psuć przyjemności oglądania kretyńskią cenzurą. Poza tym jeśli ktoś ogląda tego typu film to naprawdę nie zniesmaczy go widok kobiecego krocza. Wiem, wiem - przepisy japońskie...
Po drugie - sceny gwałtów jeszcze w miarę można przyjąć za przeciętne; jednak te tzw. tortury są nie do przyjęcia. Niestety ale ja nie akceptuję maksymalnie sztucznych ruchów aktorów udających kopanie ofiary. Widać wyraźnie jak nieudane są to sceny w każdej sekundzie "bicia" i powoduje to u widza raczej śmiech, ewentualnie politowanie a napewno nie żal i współczucie. Poza scenemi "bicia" mamy tu jeszcze przyłożenie (!) nożyczek do piersi oraz upuszczenie metalowego drąga na korpus o czym świadczy jedynie (!) dźwięk.
Na koniec mamy scenę z zabetowania ofiary - scenę równie banalną, tandetną i płytką jak cały film. Scenę w której widzimy jedynie wiaderko z którego wylewa się zaprawa.
Plusy filmu? Dla mnie dość krótki czas filmu i na siłę wyróznię też udźwiękowienie i muzykę.
Filmu nie polecam - zero gore, zero napięcia, zero drastyczności, zero.