Będąc szczerym poszedłem do kina z pełną świadomością tego, że nie wybieram się na ambitną sztukę, oczekiwałem rozrywki, czystego błogiego zapomnienia w formie, której mnogie wybuchy, sceny walki itp. Dominowałyby nad treścią, a spotkały ,mnie niemal dwie godziny cierpienia miejscami przerywanego śmiechem.
Wciąż zastanawiam się dlaczego nie wyszedłem z kina. Zacznijmy jednak od dobrych stron filmu by nie dać się posądzić o subiektywizm i skrajną jednostronność. W moim odczuciu idea i ogólny szkic miały potencjał, jednakowoż kompletnie przyćmiony porażającą głupotą dialogów i zachowań bohaterów, słabych ujęć kamery i źle dobranej muzyce. Parę interesujących scen, jedna pomysłowa śmierć i (tu sam się sobie dziwię) bardzo ciekawa wypowiedź jednej z bohaterek, która gdzieś na końcu ma dość głębokie przesłanie „Najcenniejszym towarem we wszechświecie jest czas”.
O grze aktorskiej nie mogę nic powiedzieć, gdyż tak źle napisanych postaci po prostu nie dało się dobrze zagrać. Logikę głównych bohaterów można przedstawić na paru krótkich przykładach.
1.- Kur*aaaa główny bohaterze 1 spieszy nam się, musimy ruszać, bo zamknie się nasza jedyna kur*a droga do domu.
-Nie no spoko czoko pogadajmy sobie o życiu. lajtowo mamy czas.
2. -Andrzej szczelają do nas!
-Nie pierd*l całuj. Kocham Cię!
-Ale Andrzej!
*Dźwięk zapuszczania ślimaka*
No i kur*a wydaje się, że najbardziej irytujące połączenie w historii kinematografii- śmieszne sceny, których nuda doprowadza do łez i multum heroicznych zachowań, których sens wykrzywia twarz widza w znak zapytania pod wielkim „o ch*j chodzi”
Oczywiście dochodzi jeszcze parę innych kwestii jak nie respektowanie przez nikogo żadnych praw fizyki, ciągłe powoływanie się na jakieś kodeksy, a potem nie respektowanie ich itp. ,ale to dla tego typu filmów normalne. Zasada rozrywka nad logiką, ale kur*a Janusze kinematografii (o dziwo stworzyli to bracia/rodzeństwo Wachowskich) tym razem przegięły pałę, brak logiki i debilizm zabierają całą radość z bezsensownej przemocy, wybuchów i strzelanin. Które leją się z ekranu kaskadami.
Ktoś kiedyś napomknął mi, że żeby dzieło wizualne dobrze się sprzedawało, przeciętny widz musi znaleźć w bohaterach odbicie własnej osoby. Wtedy poczuje "więź", a dzieło uzna za "swoje" - taka asocjacja człowieka mało rozwiniętego.
Mam bardzo podobne przemyślenia do Twoich. Zastanawia mnie jakby to było, gdyby nad niniejszym filmem nie wisiało zobowiazanie zwrotu kosztów i dodatkowo zarobku. Gdyby tak został utrzymany w mrocznej konwencji, jak do 1/3 czasu jego trwania. Gdyby główny bohater nie był nieskomplikowanym Januszem, a bohaterka przepychającą kible Karyną... Mielibyśmy Diunę XXI wieku?
Dla mnie film jest wstrząsający ze względu na: 1) stronę wizualną - szczęka mi opadła; 2) eklektyzm - połączenie mroku SF, space opery i idiotycznych momentami dialogów. Ciężko mi uwierzyć w to, co zobaczyłem :) To trochę jakby połączych The Zero Theorem, Guardians of the Galxy i Diunę. Albo jakby zrobić shake z truskawek, limonki i... wątróbki! Materiał wstrząsająco-wymiotny.
PS: Jak to możliwe, że nie ma tu ani grama Matrixów?