Fakt faktem nie jest to już film tych samych twórców, którzy stworzyli bliskiego memu sercu "Matrix'a", ale nie jest to też film, który zasłużył sobie na tak ostrą krytykę. Rzeczywiście film nie ma większego przesłania i przedstawia bardzo gównianą historię o Mili Kunis w roli kopciuszka, który przeniósł się w czasie oraz Channinga Tatuma jako rycerza bez konia i lśniącej zbroi, ale za to z latającymi butami i elfimi uszami. Mimo to nieudolna bajeczka o Jupiter rozgrywa się na tle bardzo genialnej historii o wszechświecie. Poza tym kategorie techniczne również zasługują na wyróżnienie. Efekty specjalne i muzyka cieszą oczy i uszy, osobiście urzekły mnie również scenografia i kostiumy. Także moim zdaniem "Jupiter: Intronizacja" nie jest aż tak złym filmem, nie najlepszym jaki widziałem, ale całkiem przyzwoitym.