Już dawno nie widziałem tak absurdalnie kiczowatego filmu, i to na wszystkich poziomach: scenariusz i dialogi, aktorstwo (Redmayne!), muzyka, kostiumy i scenografia, po plakat promocyjny włącznie... W tym wszystkim film jest wręcz bezwstydnie kiczowaty. I to go właśnie ratuje. Nie udaje, że jest czymś więcej, niż bezmózgową rozrywką. Nie ma w nim niemalże tego nadęcia, śmiertelnej powagi i patosu, które psuły albo wręcz niszczyły poprzednie dokonania braci (zwłaszcza "Atlas chmur"). Głupiutkie to niesamowicie, ale zabawić może przednio. Ja prawie przez cały seans uśmiechałem się z perwersyjną rozkoszą.
Najpierw Strażnicy Galaktyki, teraz Jupiter... a ja myślałam, że lubię Sci-Fi...
Efekty na pewno w Strażnikach bardziej różnorodne :) żałuję, że oglądałam z dubbingiem.
O, żebyś wiedział, że mam wielką ochotę. Ale ten film tak szybko przemknął przez kina, że mi się nie udało go złapać - choć chodzę nawet kilka razy w tygodniu. Kiedyś na pewno obejrzę. :)
Mogę tylko dodać do niezwykle trafnej oceny, że przez to był strasznie nudny. Tak po prostu. A po wyjściu z kina stwierdziłem, że nadawałby się idealnie jako początek serialu. Dopieścić wątki poboczne, postacie drugoplanowe i można by jakiś ala startrek zrobić.
Może dlatego, że odwykłem od filmów, w których właściwie od początku wiem co będzie. Widowisko może i fajne ale jakieś takie płaskie i przez to nudne. Taka próba zmieszczenia za dużo rzeczy w za małej objętości czasu. Tak jak pisałem, zrobić z tego pierwszy odcinek serii, resztę rozwinąć i będzie extra.