Sama historia jest prosta i nie poruszyła mnie na tyle, co warstwa starcia kulturowego - powrót migrantów, migranci drugiego pokolenia i to wszystko w kontekście Chin, które dla mnie wciąż są egzotyką. Fajne zdjęcia i klimat filmu, jakby... nieco europejski, kino kameralne, trochę absurdu i spora dawka wzruszenia pod koniec. I przesłanie, które ja odczytałam jednoznacznie: wschodni system wartości sprawdził się w stu procentach.
Bardzo udana produkcja, ale nie rozumiem zachwytu nad rolą Awkwafiny - może mam problem z czytaniem azjatyckich aktorów, ale poza jej ładną i przyciągającą uwagę buzią jest mi ciężko podpisać się pod peanami na cześć jej talentu aktorskiego.
W starciu kulturowym Chiny przegrywają od lat. Zmieniając się nieustannie w 'Zachód'.
Chińskie wesele wygląda nieciekawie jak zwykłe polskie wesele.
Film zupełnie do mnie nie przemawia. Do tego stopnia, że nie dostrzegłem za bardzo 'wschodniego systemu wartości'.
Produkcja nudna, ale zgodzę się z tym, że zachwytu nad rola Awkwafiny nie rozumiem.