Na film szliśmy bez przekonania.
Pojechaliśmy na kilka dni w góry, ale odwilż nie dała nam pojeździć na nartach. Cóż robić? Może do kina?
Pierwsze wrażenie - nic ciekawego. Może na K-19? Opis na ulotce "ultranowoczesna radziecka łódź podwodna wyrusza przestraszyć amerykę". Lipa.
Ale film nas zaskoczył.
Trzyma klimat. Robi wrażenie. Albo raczej Wrażenie.
Radziecka (rosyjska) armia. Poświęcanie ludzi w imię Sprawy. Awaria reaktora na okręcie podwodnym.
Najmocniejsza scena. Dwuosobowe grupy wchodzą do reaktora, do zabójczego promieniowania, by próbować go naprawić i uratować okręt (i kolegów). 10 minut w reaktorze to wyrok śmierci. Wychodzący z reaktora są już w zaawansowanej chorobie popromiennej, choć 10 minut wcześniej wchodzili zdrowi. Następni to widzą, a jednak muszą ich zastąpić. Wchodzenie do grobu za życia.
To się potem może przyśnić.
Film naprawdę dobry, mimo drętwego tytułu i marnej reklamy.