Jest to oczywiście najsłabsza część serii ale ogląda się ją tak samo dobrze jak poprzednie,
pomimo tego, że nie było tutaj tytułowego "kaca". Odejście od schematu znanego z dwóch
pierwszych części dobrze całej historii zrobiło. Jeśli ktoś mi tutaj pisze, że zaśmiał się podczas
seansu z dwa razy tzn. jedynie tyle, że albo 3/4 filmu przespał albo ma po prostu zje... poczucie
humoru i powinnien oglądać tylko filmy pokroju "Śmierć w Wenecji". W jedynce i dwójce humor
bazował głównie na "popisach" Alana i tak też jest w części trzeciej. Do tego dochodzi kolejna
dobra rola Johna Goodmana i śmieszna jak zawsze Melissa McCarthy. Całość daje całkiem
niezłe zakończenie tej trylogii. Choć na dobrą sprawę, jest to zupełnie inny film niż dwie pierwsze
produkcje.
Tak wiem, ale chodziło mi o formę dwóch poprzednich części. Tam wszystko się od tego zaczynało. Tutaj celowo nie wspominałem o tym "kacu" na końcu bo nie chciałem psuć zabawy tym co jeszcze filmu nie widzieli :)
No tak, szczerze mówiąc jak zaczynał się film sceną w więzieniu to myślałam że ich tam zobaczę gdzieś walczących pod wpływem :)