Zgadzam się. Do Bradley'a dodałabym tylko Galifianakisa, bo to właściwie na nim spoczywa cały charakter komediowy tego filmu. Ale sam film stracił na tym, że zamiast zwyczajowego obudzenia się po kacu i dopiero ogarniania sytuacji, od razu dali wątek z Marshallem, który był całkowicie jasny, przewidywalny itd.
W poprzednich częściach było dużo więcej akcji, zabawy i o wiele więcej "przegiętych" rzeczy. Ta część była dość grzeczna, opierająca się głównie na gejowskich żartach Chowa i właśnie Alanie. No ale popatrzeć na Bradley'a można.