Film Kanzashi zdaje się być prostą komedią wakacyjną. Dosyć oklepany motyw beztroskich wakacji, gdzie różni ludzie z różnych środowisk mieszkając razem w kurorcie i wspólnie spędzają czas. Prowadzi to do różnych zabawnych sytuacji, a widz wczuwając się w klimat, sam chciałby spędzić takie wakacje, wśród ludzi podobnych, do tych zaprezentowanych na ekranie. Każdy ma inny charakter, ale w gruncie rzeczy wszyscy są poczciwi. Motywem przewodnim jest spinka do włosów (kanzashi), która w basenie przyhotelowym leżąc na dnie rani w stopę głównego bohatera. Robi się z tego niemała afera na cały pensjonat, szczególnie, że poszkodowany mówi, iż jest to nawet romantyczne, by zranił się w nogę spinką jakiejś kobiety. Wszystko dalej toczy się błyskawicznie, właścicielka spinki dowiaduje się, że "wyrządziła" krzywdę i przyjeżdża przepraszać pensjonariusza. Nawiązuje się pewnego rodzaju romans, ale nic z tego nie wynika, choć wszyscy inni goście hotelu bardzo by chcieli, bo to taka piękna romantyczna iluzja. Sielankowy klimat rodem z Wakacji pana Hulota, przeradza się niemalże w Czarodziejską górę. Komedia romantyczna przeradza się w melodramat.
Film jest bardzo łatwy w odbiorze, a przy tym bardzo zabawny. Twórcy świetnie oddali ten sielski klimat, choć czasy kręcenia na pewno sielskie nie były. Widza zaskoczyć może zakończenie, ale według mnie dodaje ono siły temu filmowi. Nie wszystko w życiu jest jak z romansów. Pod płaszczykiem wesołej komedyjki romantycznej otrzymujemy coś nieco bardziej złożonego, godnego przemyślenia. Nic wielkiego może, ale sentymentalny klimat końcówki bardzo się udziela.
Gdy to czytasz prawdopodobnie już przygotowałem polskie napisy do filmu (dostępne na opensub, napipro), bo na tę chwilę jest w połowie tłumaczenia.