Mniej łubudu, przewrotna fabuła, o dekadę przesunięta nutka nostalgii (kto nie rzygał już modą na lata 80-te niech pierwszy rzuci kamieniem), stonowany i mało ekscentryczny superbohater, no i Samuel L. Jackson w jednej z głównych ról. Marvel doskonale wyczuwa potrzeby widza, zatrzymując przy swoim universum nawet takich jak ja, którzy po którejś z części Iron Mana mielo plan w życiu nie wydać grosza na ich produkcje.