Widzę, że opinie na temat "Katedry" są podzielone: jedni uważają ją za filmik krótkometrażowy, który jest pewnym popisem kunsztu (wspaniała grafika, i tu tylko chyba wszyscy są zgodni), ale który to filmik niewiele czy wręcz nic nie wnosi, oprócz klimatu. Uważają również, że dorabianie sobie refleksji i doszukiwanie się głębokiego przekazu jest raczej naszą nadinterpretacją, niż tym co rzeczywiście chciał przekazać autor. Drudzy natomiast uważają że przekaz jest, a niedostrzeganie go świadczy o "zubożałym intelekcie", że ludzie którzy go nie widzą " powinni wrócić do swojego Creazy Froga" itp (oczywiście nie wszyscy w taki sposób, nie mam zamiaru negować żadnej ze stron). W każdym razie jedni doszukali się takich czy innych refleksji, inni nie - ale nikt nie napisał jak osobiście odebrał film, jaka refleksja mu towarzyszyła i jak cały film rozumie.
Dlatego ja zapytam: jak myślicie - co autor chciał przekazać? Bo ja mam jakieś swoje przemyślenia, ale wolę napisać o nich trochę później by nie wpłynąć na Wasze komentarze (nie żeby była taka świetna że wszystkich olśni, raczej wręcz przeciwnie ;P). Myślę że każda interpretacja jest dobra, jeżeli pozytywnie na nas wpływa , ale bardzo ciekawi mnie jak odebrali "Katedrę" inni.
Nie trudno zauważyć, że od ponad 3 tygodni nikt nie pokusił się chociaż o najkrótszą odpowiedź na Twoje pytanie. Zastanawiam się skąd ten brak zainteresowania, czyżby już wszystkie kwestie zostały rozstrzygnięte wcześniej na forum? Niestety ja film oglądałem dopiero teraz, a moje lenistwo zdecydowanie przeszkadza mi w przeszukiwaniu forum i tematu w którym mógłbym cokolwiek nabazgrolić.
Tak czy siak, ja ze swoją odpowiedzią ściśle na Twoje pytanie poczekam, aż przeczytam opowiadanie na którego podstawie powstała ta animacja. Może zgrzeszę mówiąc to, ale niestety nie miałem okazji zgłębić twórczości Jacka Dukaja, mam zamiar to nadrobić. Czytając opowiadanie mam nadzieję, uzupełnić pewne luki i osiągnąć pełen obraz tego co chcieli nam przekazać twórcy, pisząc twórcy mam na myśli zarówno Tomasza Bagińskiego, jak i Jacka Dukaja.
Co mogę powiedzieć teraz? Strona wizualna, jak i muzyczna filmu zasługuje na najwyższe uznanie, rzadko spotyka się tak niesamowicie wciągający klimat, który trzyma poziom przez calutkie 6 minut. Natomiast punkt kulminacyjny absolutnie wbija w ziemie. Na uwagę zasługuje też wspaniała gra świateł. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak dużo pracy zostało włożone w tą animację, szczególniej, że została ona stworzona przez jednego człowieka. Panie Tomku, chylę czoła.
Postaram jak najszybciej dorwać w ręce to opowiadanie, a wtedy postaram się coś jeszcze napisać na temat tego co najważniejsze, czyli przekazu. Serdecznie pozdrawiam.
Najważniejszy jest klimat tej animacji, a interpretacje mogą być różne. Fajnie by wyglądał w kinie w dobrym trójwymiarze.
Coś na pewno chciał przekazać, za dużo tu symboliki, żeby to był zwykły popis kunsztu.
Opowiadanie jest o czymś zupełnie innym i nie pomoże w interpretacji tego.
Pozwólcie, że pokuszę się na swoja interpretację:
Nasz heros to pielgrzym(tu się chyba wszyscy zgadzają). Przybył do katedry nie do końcu całkowicie z własnej woli. Należy do jakiejś religii(bardzo możliwe, że jest jakimś kapłanem, lub mnichem) i choć wierzy w nią, to obecność na tej pielgrzymce oczekują od niego hierarchowie jego kościoła. Czuję, że to będzie dla niego zaszczyt i ukoronowanie jego starań, jest zaciekawiony i skupiony. Z drugiej strony wie, że po wejściu do katedry nie będzie powrotu do normalnego życia(gdy zamykają się wrota żegna się z nim ostatecznie). Nie wie też za bardzo co się z nim stanie. Wszystko robi jak zaprogramowany, jego kościół powiedział mu wyraźnie jak wygląda cały rytuał i on się tego trzyma, zasiane ziarno roślinki na pewno dostał od kościoła. Inne filary witają go z radością, to jego poprzednicy, gdyż rytuał musi być bardzo stary. Zapewne chcą powiedzieć "witaj wśród nas, wśród elity". Gdy mu urywa rękę, ma chwilowe załamanie, boi się, może czuje się zdradzony, ale z drugiej strony jego wiara trzyma go na miejscu i nie ucieka. Poprzez poświęcenie staje się jednym z filarów katedry, jednym z filarów jego religii.
No proszę, lodolamacz :)
Takie coś nawet nie przyszło mi do głowy. Bardzo ciekawa interpretacja. Oczywiście racja, że "pielgrzym" staje się jednym z filarów katedry, a idąc dalej: katedrę tworzą wyłącznie tacy jak on, poświęceni "w imię Budowli". Rozumiem że odniesienie do religii też jest dosyć oczywiste (w końcu to katedra). Ale skąd wywnioskowałeś że przybył nie do końca z własnej woli? Moim zdaniem idzie cały czas pewnie, nawet nie odwraca się gdy zatrzaskują się drzwi.
Muszę przyznać że to poświęcenie dla swojego kościoła, swojej religii jest bardzo przekonywujące - te chwilowe zawachania, ale jednak spokój itp itd, rzeczywiście, Twoja interpretacja moim zdaniem jest na prawdę dobra (szkoda że jedyna jaką znalazłem na filwebie, a niegdyś trochę szukałem, dlatego założyłem ten temat). Tak więc jeszcze raz dzięki że się podzieliłeś wrażeniami ;)
No i mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie - napisałeś: " Wszystko robi jak zaprogramowany, jego kościół powiedział mu wyraźnie jak wygląda cały rytuał i on się tego trzyma, ZASIANE ZIARNKO ROŚLINKI na pewno dostał od kościoła." Z tym zaprogramowaniem to można troszkę polemizować aczkolwiek rzeczywiście zachowuje się trochę tak jakby już tu kiedyś był albo ktoś mu wszystko dokładnie opowiedział. Natomiast zastanawia mnie to "ziarnko roślinki" - mówisz o tym momencie w którym jest już na skraju, kuca i dotyka ziemi z której wówczas unosi się czarny "dym" i po chwili znika? Bo jeżeli tak, to nie nazwałbym tego zasadzaniem nasionka - raczej miałem (dosyć ewidentne) skojarzenie - "pielgrzym" znajduje się na obcej mu ziemi, pochyla się by (trochę symbolicznie, trochę z ciekawości) dotknąć gleby, wziąć szczyptę piasku - takie gesty są dosyć częste, tak samo jak całowanie ziemi, albo (tak mi się teraz skojarzyło) w którejś z części "samych swoich" (kuzyn?) z Ameryki prosi o przywiezienie w słoiczku trochę polskiej ziemi - tak więc symbol ziemi jest często poruszany, najczęściej sentymentalnie. Ale "nasiono"? Tam gleba była twarda, a on ledwo jej dotknął moim zdaniem nie przypominało to zasadzania nasionka. I czy w związku z tym uważasz że to, co najpierw urwało mu rękę a następnie zamieniło w filar to była roślina z tegoż nasionka? Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, ale jeżeli rzeczywiście o to chodziło to to bardzo zmienia postać rzeczy - "pielgrzym" jest w takim razie dużo bardziej przygotowany na to co ma się stać, jest to wręcz dobrowolne, poza tym to wyjaśnia też zagadkową dla mnie sprawę światła mknącego w kierunku katedry - światło pozwalające roślinie rosnąć.
Zastanowiłeś mnie tym nasionkiem, będę wdzięczny jak odpowiesz czy to tą scenę zinterpretowałeś w kontekście sadzenia nasiona?
Pozdr :)
Przepraszam za niejasność z tym nasionkiem, jakoś mi się bałagan zrobił w wypowiedzi.
Faktycznie nie wygląda, żeby on tam coś zasiewał, ale wyraźnie widać, że coś tam kiełkuję i że filar jest z jakiejś formacji roślinnej i zaczyna rosnąć dopiero pod wpływem słońca. To swoją drogą jedno z zapożyczeń z opowiadania Dukaja, tam budynki są zbudowane z tak zwanego żywokrystu, a z opisu wynika, że to coś w tym rodzaju. Prawdopodobnie rzeczywiście nic tam nie zasiał, ale dotykając gleby "uaktywnił" nasiona już się tam znajdujące. Ale nawet jeżeli sam zasiał ten filar to wcale nie oznacza, że jest przygotowany. Jak już wspominałem, raczej nie wie co go czeka i ktoś mu objaśnił co ma zrobić. Kiedy ja coś sadzę to też się nie spodziewam, że to mi zaraz urwie ręce:)
Twardością gleby, intensywnością opadów i innymi czynnikami wegetacyjnymi w tym filmie bym się raczej nie sugerował:)
Pan_nick_t obiecałeś swoją interpretację, więc twoja kolej:)
Film "Katedra" poznałam dzięki programowi w TV. Zainteresował mnie ten film i wczoraj go obejrzałam. Mam wrażenie, jakby ta animacja była nieskończona...Niestety, nie przeczytałam "Katedry" Jacka Dukaja. Może uda mi się ją zdobyć w najbliższym czasie. Nadal nie rozumiem, co symbolizyje, co oznacza, oderwanie ręki Pielgrzyma przez tą "dziką roślinę", i dlaczego ona razem z laską zamieniła się w pył i zniknęła. Całość wydaje się niezwykła. Jestem pod silnym wrażeniem "Katedry".
Ja tak to widzę - Pielgrzym/Samotnik/Człowiek przybywa do tytułowej katedry. Jest w jego gestach/ruchu/spojrzeniu jakaś rezygnacja, ale i zdecydowanie na los, który, wg mnie, sam wybrał. Wydaje mi się, że ten czlowiek był raczej sam sobie sterem i okrętem, a jego wielofunkcyjna laska przewodnikiem, który jako pierwszy badał otoczenie, zapewniając w ten sposób minimum bezpieczeństwa właścicielowi. W momencie gdy pojawia się światłość, "szlag" jako pierwszą trafia ową laskę, ręka zostaje urwana, bo nie potrafi jej na czas puścić. Pod wpływem światła coś z wewnątrz rozrywa ciało i potężnie się rozrasta, bezbłędnie wrastając w konstrukcję katedry. To tak jakby Pielgrzym przyniósł na miejsce coś, co tam należało, a że nosił to w sobie, musiał zapłacić życiem lub wolnością. I teraz, czym jest to potężne coś, co przyciąga człowieka w takie a nie inne miejsce, przy czym nie musi to być akurat miejsce, dla czego jest gotów na najwyższe poświęcenie? Może sztuka? Artysta odczuwający niewytłumaczalny wewnętrzny "przymus" tworzenia, sztuka zagarniająca go w całości, podporządkowanie się jej? A może po prostu rutyna, podcinająca marzycielom skrzydła? Uzależnienie w jakiejkolwiek postaci? Ta katedra, po trosze, przypomina cmentarzysko słoni, gdzie zmęczone życiem przychodzą umierać. Nie widzę tego w kategoriach religii, nie ma tam kultu, jedynie ofiara. Nie czuję też w zachowaniu żywych posągów, czy może raczej żywicieli katedry, jakiegoś przyjaznego powitania przybysza, raczej skupienie, oderwanie, może trochę sarkastyczny uśmieszek, typu: "o, kolejny". Super, każdy może ten filmik przepuścić przez siebie, swoje doświadczenia, przeżycia i stworzyć coś unikatowego, dobudować kolejne przęsło w strzelistej katedrze...
Podobają mi się wasze interpretacje powyżej. Opowiadania nie czytałem, więc w mojej wypowiedzi kieruję się tylko własną intuicją. Moja narracja jest może trochę anachroniczna, jako że jakby ignoruje dzisiejszy postmodernistyczny styl myślenia. Los pielgrzyma kojarzy mi się ze sposobem istnienia jednostek wybitnych w kulturze i historii. Katedra stanowi gmach ludzkiego dorobku, do którego odwołują się kolejne pokolenia. Pielgrzym jest człowiekiem kreatywnym, droga którą przebył ma znaczenie dla innych ludzi, dlatego u kresu staje się kolejnym filarem katedry. Jednak wpisanie go w gmach katedry jest powiązane z destrukcją prawdy o nim samym (oderwana ręka), on zasiał lecz nie wie, jaka roślina wyrośnie w rezultacie jego działań. Pozostaje po nim mit, aberracja na użytek tych, którzy podziwiają katedrę.
Mój brat bliźniak zobowiązał się więcej nie wypowiadać na temat filmów krótkometrażowych, bo będzie to moją domeną. Ponieważ jednak nasze myśli biegną jednym torem, biorę pełną odpowiedzialność za jego tekst. Ewentualnych dyskutantów proszę, aby to mnie odpowiadali na ten post powyżej.