Do obejrzenia filmu skłoniła mnie Nagroda Publiczności Festiwalu Warszawskiego. Publiczność ta przez trzy lata wybierała filmy, które były dobre lub b. dobre ("Kontrolerzy", "Jabłka Adama", "Życie na podsłuchu"). Tym razem muszę przyznać, że się trochę zawiodłem.
Niemniej ogromną zaletą jest konstrukcja obrazu. Początek sielankowy - zaczynasz się zastanawiać, czy rzeczywiście masz do czynienia z początkiem lat 60. w ZSRR. Powoli jednak wraz z młodymi bohaterami filmu budzimy się z tego snu i poznajemy prawdziwe oblicze reżimu komunistycznego. Niestety wg mnie końcówka niszczy ten wspaniały schemat.
Zobaczyć warto, ale do filmów Zwiagincewa dużo brakuje. Lepszy był też "Ładunek 200"