Albo tureckie gwiezdne wojny. Albo wszystkie włoskie kupofilmy z lat 80-tych imitujące inne produkcje Rzeczywiście co do tej szmirki sprawdza się wypowiedź, że film wygląda przyzwoicie (dobra, nie wygląda tragicznie) do pewnego momentu. I tym momentem jest najprawdopodobniej brak funduszy po wylocie do Azji. Potem pewnie wszystko szło na szybko, żeby doprowadzić to do w miarę szczęśliwego końca. Oczywiście się nie udało. Nic w tym filmie się nie udało... Muzyka jest okropna, aktorstwo drewniane do granic możliwości (a przecież nie mamy wcale do czynienia ze złymi aktorami do kuźwy nędzy!). Montaż, a przede wszystkim dubbing tak żenujące, że po prostu nie sposób się nie zaśmiać i oczywiście wisienka na torcie - efekty. Sztuczny wąż przerósł moją wyobraźnię. Czegoś TAK brzydkiego, paskudnego, wstrętnego i obrzydliwego nie widziałem w moim 20-letnim żywocie. Ja rozumiem, że mamy 1987 rok i budżet w wysokości tego co producenci kupili od koników pod Dworcem Centralnym, ale jeśli brak środków, to po co porywać się na film przygodowy/science-fiction/a momentami chyba i nawet horror (tak złe, że aż przerażające, szczególnie ta muzyka). Sorry - to nie jest film typu The Room czy Birdemic. On jest tylko koszmarny. Grube, wielgachne jeden. Aha - i nie poczułem klimatu. Sorry.
Piestrak po prostu miał ambicje. Pewnie lubił amerykańskie kino przygodowe i chciał nakręcić coś w tym stylu.
A że cierpiał na brak krytycyzmu, to dostaliśmy właśnie TO.
I bardzo dobrze. Możemy się pochwalić, że mamy naszego własnego Eda Wooda... a film, w pewnych okolicznościach jest bardzo rozrywkowy. Są np. takie imprezy, które muszą skończyć się oglądaniem i salwami śmiechu.
Oglądając Klątwę Dolny Węży (i poprawiając recenzją Miecia czyli de facto powtórką) nie mogłem takiego wrażenia. Widziałem Plan 9 z Kosmosu, widziałem naprawdę sporo szajsu w moim życiu (Birdemic, The Room itd.) ale to naprawdę MIAŁ być spory film. To nie jest jakiś tam sobie koszmarek, tylko flagowa polska produkcja przygodowa, która stała się kultowa np. w ZSRR (czego nie rozumiem). Dlatego tak strasznie ubolewam nad poziomem tego czegoś.
Film mógł stać się kultowym w ZSRR z dwóch powodów - poziomu radzieckiego kina przygodowo-sensacyjnego (jak długo można podniecać się intrygami w rodzaju wykrycia przez przodownika pracy socjalistycznej złodzieja śrubek w fabryce kombajnów) oraz braku dostępu publiczności radzieckiej do zachodnich produkcji przygodowych, a w szczególności amerykańskich (w PRL mimo wszystko jednak wyświetlano wiele filmów amerykańskich, w tym serię o Indiana Jonesie; w ZSRR nie wyświetlano). A w filmie mamy powiew Paryża i dodatkowo egzotycznego świata, do którego ludzie radzieccy ewentualnie mogliby wjechać na czołgach, bo na pewno nie na wycieczkę turystyczną…
o, przepraszam, nie chce mi się tu przypominać sobie tytułów, ale ZSRR miało co najmniej kilka wybitnych przygodówek które dawały radę bez przodowników i śrubek
Może jednak spróbujesz sobie i nam przypomnieć tytuły tych co najmniej kilku radzieckich wybitnych przygodówek. Przypomnij, PROSZĘ…
mmm... baśń o jasnym sokole była fajna, stary biały kieł też, niezwykłe przygody Włochów w Rosji dawały radę. o! w drodze na Kasjopeję uwielbiałem za dzieciaka. stary już jestem i nie pamiętam, wyguglaj sobie coś :)