Czego w tym filmie nie było:
* jadowity wąż duszący montera;
* wąż, który mnie i Miecia przypominał posłankę Pawłowicz;
* niesamowite efekty specjalne przy deformacji twarzy jednego z porywaczy profesora;
* i na sam koniec buddyjscy mnisi śpiewający mantrę Hare Kryszna (mistrzostwo xD)
Niewątpliwie jest to film klasy B, bardzo zły, ale bijący na łeb Kac Wawę, Gulczasa i inne polskie komedyjki.