Oglądając ten film miałam wrażenie, jakbym oglądała produkcję amerykańską, co w dzisiejszych czasach można chyba pojąć za plus tego wciągającego filmu familijnego. Coraz bardziej przekonuję się do kina duńskiego, które i tak dużo już zyskało dzięki Trierowi.
W "Klątwie czarownicy wikingów" niczego nie brakuje - jest zagadka do rozwiązania, jest pewien element zaskoczenia, jest akcja, wątek romantyczny i zacne wartości.
Nie można zapomnieć też o przystojnym Cedergrenie, którego uśmiech zaiste zachęcał do oglądania z otwartą buzią (-;
Kino duńskie jest dobre, ale akurat ten film był słaby. Brakuje wspomnianego przez Ciebie elementu zaskoczenia, wszystko jest wiadome od co najmniej 30 minuty. Akcja nieciekawa, humoru mało... Bardzo przeciętna produkcja.