„Demonsville Terror” właściwie nie jest horrorem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Elementy nadprzyrodzone można z powodzeniem potraktować jako wizje/koszmary bohaterów, i w tym ujęciu film wypada zdecydowanie lepiej, niż zastosowanie jako klucza motywu powrotu czarownic po trzystu latach. Za to mamy narastającą w miasteczku psychozę, związaną z 300-setną rocznicą samosądu i silnym oczekiwaniem realizacji klątwy, gwałtowną śmiercią żony sklepikarza, oraz pojawieniem się w hermetycznej społeczności, zbiegiem okoliczności, trzech nowych kobiet, odpowiadających akurat liczbie tych zamordowanych w XVII w. W filmie można doszukać się również motywu, jak toksyczne bywają małe, odizolowane społeczności, z ich obskurancka, wręcz fanatyczna mentalnością. Sytuacja bowiem jakby się powtarzała po 300 latach. Nowe kobiety, jako niedostosowane do panujących reguł, destabilizują patriarchalną równowagę, a jak skądinąd wiadomo, każda społeczność ludzka źle znosi zaburzenia panującego ładu i stara się przywrócić stan, uznawany za naturalny. Potrzeba tylko pretekstu. Do tego dochodzą napięcia, skrywane namiętności, pożądliwe oko, jakie co niektórzy mieszkańcy zawieszają na nowych, a bez wzajemności. W końcu cała sprawa dla mieszkańców nabiera swoistej logiki, narzucające się podejrzenia i z góry założona interpretacja zachowania przyjezdnych kobiet przeradza się w pewność co do ich tożsamości, i Devonsville’czycy przystępują do rozwiązania problemu w wypróbowany sposób.
Z drugiej strony w filmie występują wątki, które świadczyłyby o tym, że klątwa to nie tylko przeświadczenie mieszkańców, funkcjonujące li tylko w sferze ich wyobraźni i lęków, może poczucia winy za dokonany mord, lecz rzeczywiste, pochodzące z zaświatów zagrożenie, z którym musza się uporać. Dr Warley’a drążą za życia robaki. Egzekucji asystuje demon. No i wydobywane podczas hipnozy wspomnienia bohaterów, pochodzące sprzed trzystu lat. O ile przypadłość Dr Warley’a można z powodzeniem potraktować jako jakąś przykrą chorobę dziedziczną (znane są takie przypadki), demona jako personifikację, bo ja wiem, jakiejś części natury ludzkiej (w charakterze środka artystycznego), bądź wizje, omamy wywołane stresem i sytuacją, to pewien problem mógłby być z owymi wyznaniami pod wpływem hipnozy. Tu może pasowała by interpretacja wpływu psychicznego nastroju miasteczka, swoistej implantacji do wspomnień znanych z miejscowej historii zdarzeń. Bzdurne wydaje się bowiem podejście, sugerujące, jakoby współcześni bohaterowie, żyjący w 1983 roku, osobiście brali udział w łowieniu czarownic w roku 1683. A że sytuacja się powtarza, i bohaterowie mogą wcielić się w podobne role, jak ich przodkowie z 1683, wskazuje tylko na niezmienną mentalność, pomimo pokostu cywilizacji. Trzeba tu podkreślić, że nowoprzybyłe kobiety nie zachowują się dziwnie, nie zajmują się jakimiś obrzędami, a przynoszą ze sobą jedynie idee z zewnątrz. Rola czarownic zostaje im niejako narzucona, zasugerowana.
W każdym razie sama opowieść nie nudzi, jednak reżyserowi nie udało się stworzyć napięcia, także włosy dęba nie stają, a film nie wywiera niezapomnianego wrażenia oraz nocnych koszmarów. Niemniej nie można narzekać na brak ponurego, złowieszczego nastroju jesiennych borów i smaganych zimnym wiatrem łąk, i jako opowieść, gdzie groza bije nie z poszczególnych sytuacji ekranowych, lecz atmosfery filmu, „Devonsville Terror” sobie radzi.