Na początku zaznaczę, że film da się obejrzeć i generalnie ujdzie, ale jest tak przewidywalny i zrealizowany po najniższej linii oporu, że ciężko jednak go wysoko ocenić. Od samego początku wszystko jedzie schematami. Film jest horrorem/thrillerem, więc jadąc do nowej pracy główna bohaterka na stacji benzynowej spotyka dziwnie zachowujących się i wyglądających ludzi. Nie mogli się zachowywać oni normalnie? A... zapomniałem - to horror, więc od początku trzeba sugerować, że widz ogląda horror... Zaraz pierwszej nocy czy tam pierwszego dnia staruszek łapie bohaterkę za rękę i zachowuje się niepokojąco - mniej subtelniej nie dało się tego pokazać, bo przecież twórcy muszą zasugerować, że to horror. Samo wystraszone spojrzenie albo jakiś gest pewnie byłby zbyt skromny. W scenach flashbacków użyto czarno-białych barw, szarpanego, rozmytego i przyśpieszonego montażu - każdy musi wiedzieć, że ogląda flashback. Z resztą - po 2000 roku w każdym horrorze w jakichś scenach retrospekcji musi użyty być rwany i przyśpieszony montaż. Sam wątek czarnej magii hoodoo dałoby się znieść - miejscami nawet ciekawy był, ale jak zwykle ograniczono się do jakichś symboli, okręgów itd. I w filmie wiadomo o niej tyle ile można wyczytać z Wikipedii. I kwintesencja - główna bohaterka rzuca zaklęcia, posługuje się tą magią, a nie miała z nią nigdy nic wspólnego i pierwszy raz to robi. Widać wystarczy wyczytać instrukcje ze starych zapisków i w nią "uwierzyć", by być w stanie równać się z ortodoksyjnymi wyznawcami hoodoo. Film miał potencjał, ale twórcy podeszli do tematu po macoszemu - nic oryginalnego nie pokazano. "Klucz do koszmaru" to horror jakich wiele - montażem, fabułą ani niczym innym nie odbiega od setek innych podobnych produkcji. Jedynie zakończenie było nieco ciekawe (jak na ironię bez happy endu), ale jednak nie powodowało opadu szczęki.
A teraz SPOILER:
W domu państwa Devereaux nie ma luster, bo podobno pojawiają się w nich duchy. No i OK, to byłby ciekawy wątek - interesujący nawet, ale w zakończeniu to wszystko zostaje odkręcone. Sami oni są duchami i w finale dumnie przeglądają się w lustrze. Więc... po co ten strach przed lustrami i wynoszenie ich, co jedynie wzbudza podejrzenia u „ofiar”?