film idealnie nadający się dla młodszej publiki poniżej 15lat, zresztą to zależy co na kogo
działa. Podkład dźwiękowy skutecznie napędza akcję, a wizualnie nic przerażającego z
wyjątkiem tych nieprofesjonalnych "wrzut" twarzy nieoczekiwanie, chodzi mi na przykład o tę
scenę jak Arthur Kipps przyłożył rękę do okna, a tu nagle twarz, podobnego typu
amatorskich filmików od groma jest na YouTube. Nie ukrywam oczekiwałam czegoś
zupełnie innego, mimo to moja ocena nie jest niska.
Ja obejrzałam i mi się dobobał,sceny nie były przesadzone jak w tanich horrorach.
Mam inne zdanie na ten temat, gdyby nie te buźki znikąd byłoby korzystniej, co daje takie chwilowe przerażenie na tle całego filmu w którym prym daje dźwięk, co prawda nie wykluczam, że może to właśnie dźwięk miał tu głównie oddziaływać na odbiorcę.
Przyznam, że brak scen drastycznych jest dla mnie jednym z dużych plusów tego filmu. Walające się flaki i przemoc do tego stopnia zdominowały filmy typu "horror", że urok tego gatunku gdzieś po drodze się rozmył.
Pisząc "mało-drastyczne" niekoniecznie miałam na myśli, że brak mi krwawych rzezi, w takich horrorach prędzej zbiera się na wymioty niż jakiekolwiek inne reakcje.
To w takim razie jakie inne niekrwawe "drastyczne" sceny miałaś na myśli??? Drastyczność może być albo wzrokowa (wspomniane flaki) albo iluzoryczno-umysłowa (stwarzana przez podświadomość).
Chodziło mi o to, że brak tu scen w których można by było się choć trochę przerazić, wszystko jest takie delikatne, stworzone dla ludzi o słabych nerwach.
Ten film jest zwyczajnie słaby, to tak jakby reżyserowi ktoś opowiadal jak powinien wygladać horror a on na tej podstawie zrobil film.
Przykładowo "straszne twarze", jestem jak najbardziej za, tyle ze ktoś chyba kierował się zasadą "im więcej tym lepiej" bo pojawiały się one co 2-3 minuty(mówię o scenach w rezydencji) a czasem i częściej. I co? I nic właśnie.
Schemat był taki: pojawia się kobieta w czerni - główny bohater obraca sie w tym kierunku - kobieta znika - nic sie w zwiazu z tym nie dzieje - bohater idzie dalej- pojawia sie kobieta... itd.
To jakby w Szczękach, gigantyczny rekin przerywał atak i odpływał gdzieś dalej a na końcu wszyscy giną w katastrofie lotniczej.
Wnioskuje po Twojej wypowiedzi, iż oczekujesz od horroru, że w myśl zasady zjawisko mające przestraszyć widza (i męczonego przez owe zjawiska bohatera w filmie) musi mieć jakieś logiczny skutek wydarzeniowy. W "Kobiecie w czerni" zaś, objawienie ducha oznaczało tragiczne w skutkach wydarzenie spadające na potomstwo pobliskiej plebsowej rodziny. Jednym jest to, co widz CHCE zobaczyć, drugim jest zamysł twórcy. To, że się doszukiwało dodatkowej funkcji w wywoływaniu strachu (a w tym horrorze zjawa zmarłej kobiety to element mający na celu wywołanie właśnie bezpośredniego wzrokowego strachu), a w efekcie ten ktoś jej nie dostrzegł, nie określa od razu ograniczenia wizji reżysera w temacie, a tylko to, w którą stronę pobieżyły nasze ekspektacje wobec filmu.
James Watkins przesyła komunikat. Nie szczegółami fabuły, nie efektami specjalnymi, nie niuansami scenariusza, ale całym sobą (czyt. pełnowymiarowym filmem jako spoiwem wszystkich jego podelementów). Jest to wg mojej subiektywnej (ale opartej na kinematograficznej obiektywizacji) oceny, wyraz swoistej nostalgii za klasycznym horrorem, który straszył ludzi siedzących na kinowych siedziskach w czasach swego początku. Ten ówcześnie casualowy schemat został zastąpionymi dziś tzw. slasherami, oczywiście po drodze przechodząc mozolną metamorfozę. Szablonowa fabuła, która aż kole w oczy, bo chyba każdy z takową miał kiedyś styczność, jest ewidentnym pretekstem na uwydatnienie tej niegdyś niezmiennej formuły, jaką prezentowało się kino grozy lat 20. i 30. poprzedniego wieku. Dlatego też, choć film oryginalnością nie grzeszy (co przecież wydaje się wręcz zamierzone), ogląda się go z myślą typu: "taaak, ech - TAKICH filmów już nie robią...". I ten jeden argument czyni go niepowtarzalnym i dopracowanym (ale nie wybitnym ani nawet jakoś specjalnie pamiętnym w perspektywie czasu). Dlatego uważam, że w wielu nowych produkcjach, które budzą skrajne kontrowersje trzeba doszukać się tego zmyślniejszego zamierzenia twórców które pozytywnie nakręcą nas na większa część filmów. Bo przecież kino ma dostarczać wszelkiej maści przyjemności, a nie tylko powodu do zimnej korekty. Szczególnie teraz, kiedy wg opinii wielu koneserów, "nastała era słabego i wyeksploatowanego kina"...
Taki jest mój punkt widzenia, który pomaga kochać kino. Tak po prostu.
- <\/> -
Rozumiem twój punkt widzenia, dla mnie jednak ten film to zmarnowana szansa, sporo scen aż prosiło się o rozwinięcie, lepsze ich wykorzystanie kilka z nich miało niesamowity potencjał do sponiewierania widza. Szkoda, bo mogłaby być rewelacja, albo przynajmniej solidne kino grozy : (