Droga Akademio, jeżeli macie ochotę na wsławienie się kolejnym failem, to proszę pod żadnym pozorem nie nominować tego świetnego, błyskotliwego scenariusza autorstwa Andersona i Coppoli, a zamiast tego wślepić się w jakieś mosiężne, zachowawczo-tendencyjne blubry.
W sumie żeby napisać o "Moonrise Kingdom" coś więcej, musiałbym obejrzeć go co najmniej raz jeszcze i to najlepiej w samotności, ot taka mała wskazówka co do "obsługi". Przedziwny to dysonans, bo z jednej strony jest to być może najśmieszniejszy film Andersona, a jednocześnie drzemie tu spory ładunek melancholii. Stylistyka jest na swoim miejscu, ale to było już wiadomo po trailerze. Odtwórcy dwóch głównych ról dzielnie dźwigają całość, a gwiazdy brylują, choć zarazem nie wychodzą poza bezpieczną drugoplanową strefę, Anderson nie poświęca im więcej uwagi, niż jest to potrzebne. Szkoda, że trzeci akt trochę się rozjeżdża, robi się krztynę niekonsekwentnie i jakby z kreskówki. Można też wyłapać anachronizmy. Ale poza tym, jest w pytę. Polecam eklektyczny soundtrack.
Jak dla mnie, póki co film roku.
8/10
EDIT: Doskonale ujął to kolega T-Durden:
http://www.filmweb.pl/film/Moonrise+Kingdom-2012-604523/discussion/8+10,1935706
Film roku? Faktycznie po głębszym zastanowieniu, chyba masz rację. Nietykalnych czy Artystę, zaliczać nie mogę, bo to filmy z 2011, które akurat premierę polską miały w 2012. Na razie amerykańska kinematografia, w ciągu ostatniego półrocza, nic lepszego od Moonrise Kingdom nie wydała. A tak z ciekawości spytam - na którym festiwalu załapałeś się na seans?
Tym razem nie musiałem ratować się festiwalem, gdyż w NYC film jest wyświetlany obecnie w blisko dwóch tuzinach kin.