film ukazał się w miesięczniku "Zwierciadło". Wszystko jest ok do czasu, gdy następuje przemiana głównej bohaterki... jak dla mnie niewiarygodna psychologicznie
Jako przedstawicielka płci cudownej mogę cię zapewnić, że metamorfoza głownej bohaterki jest jak najbardziej wiarygodna psychologicznie :)
tedy należy się poważnie zastanowić nad przymiotnikiem "cudowna", bo główna bohaterka niezależnie od czasów byłaby nazwana egoistyczną szmatą
Ja bym film nazwała "historią niedokończoną", właśnie ciąg dalszy byłby najciekawszy. :)
Zgadzam się ze Stanem. I cała kwestia córki... chwilę po czułej scenie zostawia ją z uśmiechem na twarzy. zabrakło scenariusza w kilku momentach, nie wykorzystany potencjał aktorki.
Patrzę na ten film jako na odmianę "Pani Bovary", taką wariację w temacie.
Styl narracji też chyba podkreśla to nawiązanie. Akurat wtedy mógł ktoś uważać, że wolność i wyzwolenie się kobiety ze szponów mieszczańskiej rodziny i złośliwego męża było właściwe. Ale mi tez nie podoba się takie zakończenie.
Moim zdaniem mąż wcale nie był złośliwy, miał w sobie sporo ciepła i taktu :) Dalsza część nie byłaby już tak ciekawa, to szaleństwo... było niepowtarzalne. Sam w to nie wierzę, choć chciałbym nie negować fizycznej możliwości czegoś takiego. Za to świetne zdjęcia i rewelacyjna muzyka, razem dają piorunujące wrażenie odrealnienia, zresztą o to chodziło ;)
jak dla mnie jak najbardziej wiarygodna historia. Kontrowersyjna, nawet dzisiaj. Myślę, że wiele kobiet staje przed takim wyborem w swoim rzeczywistym życiu lecz niewiele decyduje się na takie jak to większość stwierdzi szaleństwo. Film ma tyle lat a mimo wszystko nic nie stracił.
Dla mnie mocno naciągnięta wstrętnie sentymentalna,nudna, pomatyczna historia rodem z taniego romansidła! Mocno się zawiodłam - oczekiwałam prawdziwych uniesień a nie sztucznych lukrowanych sielskich obrazów typu nocny spacer w koszuli nocnej w świetle księżyca... Całość ratuje piękna Jeanne Moreau i niezła muzyka - 6/10
"naciągnięta, wstrętnie sentymentalna, nudna, pompatyczna" - zgadzam się w stu procentach, ale tylko w drugiej połowie filmu. Robiło mi się słabo od tych "sztucznych lukrowanych sielskich obrazów" i od ciągłego powtarzania takich banałów, jak 'Kocham cię', 'Moja miłość' ( w kółko tylko mon amour i mon amour) oraz 'jestem taka szczęśliwa'. Nawet średnio inteligentny widz bez tego domyśliłby się, co odczuwają bohaterowie, a i oni sami nie mieliby z tym problemu. Nie trzeba tego w aż tak nachalny sposób umieszczać w scenariuszu.
Pierwsza połowa natomiast absolutnie cudowna (czyli do momentu wyjścia Jeanne na nocny spacer)! Tak barwna, wciągająca i prosta. Też spodziewałam się po niej czegoś zupełnie innego i prawdziwszego (kto wie, może wystarczyłoby usunąć kilka zbędnych dialogów i ckliwie romantycznych ujęć?). O ile pierwsza część cechowała się dość wolnym biegiem zdarzeń i spokojem, a główna bohaterka miała w sobie pewną tajemniczość i urok, o tyle później to wszystko zniknęło.
Jednak muzyka, zdjęcia i Jeanne Moreau rzeczywiście przez cały film nie dają o sobie zapomnieć, dlatego ostatecznie wrażenie pozostaje wspaniałe. Gdyby wciąż robiło się takie ładne filmy...
Wiem doskonale o co Wam chodzi ze scena spaceru, ale mi sie ona jak najbardziej podobala. Jest wlasnie cudownie nieziemska, anielska, taka, jak milosc, ktora niezbyt zacny czyn magicznie odrealnia i oczyszcza. Nie lubie (nie znosze wrecz) przesadnej tkliwosci i czulostkowosci w filmach, ale w dzis tak milosci sie juz nie przedstawia, coz... dla mnie to taki arcypierwotny sposob kochania i przedstawienia miosci.
A sam film jest moim zdaniem jak najbardziej kontrowersyjny.
Przemiana może i jest wiarygodna, tylko mam wrażenie, że jej wizualizacja na filmie jest śmieszna. Zakochanie się symbolizuje tu noc. Przedświt jest kulminacją, a następujący poranek to jakby szara rzeczywistość. Ta symbolika jest jeszcze ok. Ale zdarzenia, ciąg sytuacji które doprowadzają do finału to lekkie odrealnienie. Coś jak w Bergmanowskim "Letnim śnie", lub jeszcze bardziej pasujący byłby tu "Uśmiech nocy". Tyle tylko, że tu cały czas jest to melodramat na poważnie, mocno podkreślony przez auto-sugestywny głos narracji. Trochę nie licujący z szaleństwem jakiego jesteśmy świadkami...