Nie będę powielał innych pozytywnych opinii, więc tylko napiszę o dwóch kwestiach...
Pierwsza - czy nie okazuje się, że jedyną "ofiarą" w filmie jest świadomość (prawdziwego) Seana?
Druga - zdanie wypowiedziane przez Christine w stylu: "Wiedziałam, że (Sean) jest mi przeznaczony" pisała chyba grupa specjalistów od "Klanu" i "M jak miłość".
Masz rację, też to tak odebrałem . Szkoda,że kolejny dobry film,który NIE jest o miłości(przynajmniej nie tak jak ostatnio masowo tłuczone komedie romantyczne) zepsuło słabe amerykańskie zakończenie. Wszyscy żyją,kochają się i ruch*ją;) Gdyby pan pilot naprawdę umarł to film miałby dla mnie jeszcze większego kopa emocjonalnego.
Oczywiście nasuwa się pytanie: czy to normalne,że pani komandor naraża swoją wojskową karierę,życie po to żeby zabić/dobić/odłączyć pana kapitana obcego człowieka dla niej. No ale to tylko film i to dobry8/10.
>ten/ten< i to więcej aniżeli dobry!
Każdy zasługuje na życie, jakie by ono nie było. . .
nawet jako "kod nieśmiertelności", aaaaa
zresztą duch człowieka jest NiEśmiertelny!
W duchy nie wierzę:) Ale ,że każdy zasługuje na życie to tak zgadzam się,chociaż gdyby to odemnie zależało to ci którzy zabijają z premedytacją traktowani by byli starą dobrą zasadą oko za oko.
Dla ludzi to kwestia moralna,
jedynie nieco pokłębiona.
Ale owszem czasami taka w/w
zasada byłaby }dobrem koniecznym{
Dlatego cenię sobie np. film "W chmurach". Byłem tak zaskoczony niehollywoodzkim zakończeniem, że aż zacząłem sprawdzać, czy to nie jakiś sabotaż.