Jak można było tak "spieprzyć" zakończenie? Szkoda bo cała logika świetnego filmu legła w
gruzach.
zgadzam się!!!
szkoda! wielka!
musieli zrobić happy end, żeby było miło i przyjemnie.I jeszcze uroczo, romantycznie i ckliwie! :(
A ten film miał w ogóle jakąkolwiek logikę? Ode mnie 5/10 i to właśnie za ciekawe zakończenie. Bez tego nie wiem, czy dałabym 3/10.
To jest mieszanka nauki i fikcji jak wskazuje gatunek. Idąc twoim tokiem myślenia nic z tego gatunku nie może mieć sensu.
Nawet sci-fi powinno kierować się zasadami logiki. To już Iron Man, Thor czy Transformers były bardziej spójne i sensowne. Nie wiem, jak ktoś może uznać ten film za dobre kino skoro tu się nic kupy nie trzyma. Koleś mający 30% swojego ciała jest podłączony do komputera i po prostu sobie podróżuje w czasie, ot tak, całkiem przypadkiem, bez żadnego sprzętu. Idąc twoim tokiem myślenia oglądając sci-fi należy wyłączyć mózg i nawet nie próbować się zastanawiać nad tym, co się obejrzało - wszystko należy po prostu przyjąć do wiadomości.
Trudno żeby o logice filmu mówił ktoś, kto najwidoczniej tego filmu nie zrozumiał. Główny bohater nie podróżował w czasie (dosłownie rzecz ujmując), ponieważ jego podróże nie odbywały się w jednej rzeczywistości.
A to, że "podróżuje sobie całkiem przypadkiem, bez żadnego sprzętu", to nawet trudno skomentować. Jest przynajmniej parę scen, w których widać głównego bohatera podpiętego do aparatury + przez cały film przewija się cały departament zajmujący się tym projektem. To też przeoczyłeś?
Główny bohater podpięty do aparatury - owszem. Pisząc "sprzęt" miałam na myśli coś więcej niż kilka kabelków, które były śmieszne w tym przypadku. Większość tej aparatury była po to, aby podtrzymać resztkę jego ciała przy życiu i połączyć jego mózg z komputerem, a nie aby umożliwić mu podróż w czasie. Ponadto ta rzekoma aparatura, która mu umożliwiła podróże w czasie czy życie w innych rzeczywistościach, z tego co pamiętam nie miała na celu umożliwianie mu tego bo nawet kobieta, która z nim rozmawiała przez cały ten czas była przekonana o tym, że nie da się zmienić biegu wydarzeń, a można jedynie z pamięci wykrzesać pewne informacje. Także to podróżowanie w czasie czy życie w innej rzeczywistości wyszło dopiero na końcu filmu, jako niespodziewany efekt uboczny całego tego projektu. I dlatego napisałam, że nie było żadnego sprzętu (do podróży w czasie czy prowadzenia życia w innej rzeczywistości), bo go nie było, a cała aparatura miała świadomość głównego bohatera połączyć z komputerem a nie umożliwiać mu inne atrakcje. A efekt jest taki,m że zupełnie przypadkiem stworzono taką możliwość, choć nikt nie wiedział jak oraz nikt generalnie o tym nawet nie wiedział :D To jest po prostu żenujące, no wehikuł czasu zbudowany zupełnie przypadkowo.
W filmie nie było niczego do rozumienia, był banalny w odbiorze. To, ze ty musiałeś się nad nim jakoś intelektualnie wysilać to nie znaczy, że dla każdego człowieka było tu aż tyle do rozumienia i roztrząsania.
Zmienię Twój ostatni akapit, tak żeby się odnosił do Ciebie:
To że Ty nie byłeś w stanie intelektualnie sprostać temu filmowi, to wcale nie oznacza, że film był płytki I banalny.
"nawet kobieta, która z nim rozmawiała przez cały ten czas była przekonana o tym, że nie da się zmienić biegu wydarzeń,"
Tak, była o tym przekonana, ale jak widać - pomyliła się. A główny bohater wysyłając jej smsa "w innej rzeczywistości" chciał jej to uświadomić.
Aczkolwiek:
Nie jest do końca powiedziane, czy maszyna naprawdę generuje inną rzeczywistość, czy wszystko co widać pod koniec filmu jest tylko "rajem" dla zmarłego, głównego bohatera. Można przyjąć obie wersje I obie są jednakowo prawdopodobne.
"A efekt jest taki,m że zupełnie przypadkiem stworzono taką możliwość, nikt nie wie jak i nikt o tym nawet nie wiedział :D To jest po prostu żenujące."
No zobacz... ta nasza żenująca nauka :/ Tyle rzeczy przypadkowo odkryła, ot choćby promieniowanie radiotwórcze. Ale żenada, nie?
Żenadą to jest to, jak bardzo Ty nie rozumiesz. Prześledź sobie historię ludzkich odkryć i dowiedz się, jak wiele z nich (i jak wiele znaczących) było odkryte "przypadkiem". Przykładowo właśnie, wcześniej wspomniane, promieniowanie. To po pierwsze.
Po drugie, nikt tu nikomu nie umożliwił podróży w czasie per se. Nie możemy mówić o podróżowaniu w czasie, ponieważ nie zachodziło to w obrębie jednej rzeczywistości. Jeśli następowała podróż do równoległych rzeczywistości (na co wskazuje zakończenie filmu), to nie możemy mówić o podróży w czasie, ponieważ mamy do czynienia z wieloma niezależnymi liniami czasu.
Niestety, jeśli przyszłość została zmieniona, a tak się stało w filmie, to nie ma tu racji bytu argument o wielu różnych liniach czasu, bo na pewno występuje jedna. Gdyby było ich więcej, to jedna linia na drugą nie miałaby wpływu bo istniałyby sobie równolegle, żyły własnym życiem i tym samym bohater filmu nie mógłby zmienić przyszłości (mógłby stworzyć inną, równoległą rzeczywistość, która istniałaby sobie obok, ale nie zmieniłby biegu wydarzeń w tej rzeczywistości, w obrębie której żyli bohaterowie w filmie), a jednak to zrobił. Także twój argument o "niezależnych liniach czasu" jest inwalidą, bo bohater ewidentnie zmienił przyszłość, co pokazał film.
I dalej śmiać mi się chce, że ktoś przez przypadek zbudował wehikuł czasu czy - jak wolisz - maszynę do przemieszczania się między niezależnymi liniami czasu - i nawet o tym nie wiedział :D Ba, dalej nikt by nie wiedział, gdyby nie wysiłki głównego bohatera... Poza tym świadomość (sama świadomość, a nie fizycznie osoba) podróżująca w czasie, podczas gdy bohater w tej "równoległej rzeczywistości" ma ręce, nogi i komplet ciała, to już szczyt wszystkiego...
I gdyby chodziło tu o drugą stronę, że to "raj" dla umierającego człowieka (o czym wspomniałeś) to nie wiem, po co pokazywać sceny z punktu widzenia pani Goodwin.
No nie wiem, wyraziłam swoje zdanie a rozwlekłeś dyskusję próbując mi koniecznie wcisnąć swoją rację. Obstaję przy swoim i wydaje mi się, że dobrze opisałam z jakich powodów. Przyczepiłeś się jak rzep psiego ogona i już w pierwszym zdaniu wyskoczyłeś ze standardowym tekstem desperatów, że na pewno nie zrozumiałam filmu. Ewidentnie ty tu czegoś nie rozumiesz a najbardziej chciało mi się śmiać jak próbowałeś mi tłumaczyć coś o niezależnych liniach czasu, chociaż nie masz o tym bladego pojęcia.
Zarzucasz mi, że to ja nie rozumiem filmu, a to właśnie jest Twój problem. W filmie DOSŁOWNIE jest powiedziane, że przeszłość nie jest zmieniana i bohater nie zmienia przeszłości. Dopóki tego nie zrozumiesz, dopóty nie rozumiesz całego filmu.
W tej pierwotnej rzeczywistości pociąg wybucha, a naukowcy próbują odnaleźć zamachowca, żeby uniknąć kolejnych zamachów. Pociąg NIE wybucha w INNEJ rzeczywistości.
A jeśli bohater może podróżować między rzeczywistościami, to dopuszczona jest zmiana przyszłości. Trik zastosowany choćby w Powrocie do Przyszłości.
Więc przestań mi tu wciskać nieprawdę i imputować jakieś brednie. Oczywiście możesz obstawiać przy swoim, ale to nie jest moja opinia, że bohater nie cofa się w czasie. To jest dosłownie powiedziany fakt w tym filmie.
"Ba, dalej nikt by nie wiedział, gdyby nie wysiłki głównego bohatera..."
A skąd mają to wiedzieć, jeśli rzeczywistości są niezależne od siebie (nie licząc ingerencji głównego bohatera, co dopuszcza kanwa scfi)?
Nie podróżuje w czasie tylko jest zanurzony w sztucznej rzeczywistości wyekstrahowanej z ostatnich ośmiu minut życia jednego z pasażerów (nauczyciela niejakiego Seana Fentressa), który zginął w katastrofie. Skomplikowana aplikacja zwana kodem nieśmiertelności umożliwia "przeniesienie" bohatera do ostatnich ośmiu minut, które w pociągu przeżywał nauczyciel Sean. Działając w tym virtualu jak w grze komputerowej główny bohater (a raczej jego umysł) ma za zadanie wykryć, który z podróżnych jest zamachowcem aby umożliwić złapanie go w prawdziwej rzeczywistości przez służby. Aplikacja na podstawie wspomnień Seana umożliwia wygenerowanie prawie idealnie realnego świata. Oczywiście nie może pomóc już tym, którzy zginęli w pociągu (są to tylko "fantomy", które pobrane ze wspomnień Seana są wygenerowane w umyśle głównego bohatera) ale jeżeli ustali kto jest zamachowcem i przeniesie te informacje do realnego świata służby będą mogły zapobiec innej tragedii powstrzymując zamachowca.
Szkoda słów na zakonczenie... Film świetny, nie nudzi ani na chwilę, a końcówka wszystko rujnuje. Od tak wszystkich do życia przywrócono....nie wiem jakim cudem. Debilizm ^ 1818828288282828282. Dałbym 8, a może nawet 9, gdyby nie końcówka
Końcówka dobra, trochę wyobraźni.
Jeśli Kod przenosi świadomość do innego ciała, to jeśli zablokuje się powrót ów świadomości do ciała głównego, tamta świadomość może pozostać w ciele.
To transfer świadomości. Kwestia skupia się tylko i wyłącznie na tym, czy wieloświaty w filmie istniały czy też nie.
Szczerze mówiąc sądziłem, ze po odmrożeniu Gylenhalla zastąpi aktor z lustra - prawdziwy Sean i bedzie zaskoczony tym co sie właśnie dzieje. Takie zakończenie byłoby moim zdaniem lepsze.
Końcówka wbrew pozorom jest logiczna, tylko brakuje nam wyobraźni do zobrazowania sobie ekstremalnych mocy obliczeniowych ( w tej chwili ich nie ma). Gdyby pójść za Dukajem z "Perfekcyjnej doskonałości" potrzeba tylko solidnego phoebu do zahostowania tego kodowanego świata ;-) .... i wszystko się ładnie układa.